Raz.
Raz raz.
Razdwatrzy dwa trzy. Próba mikrofonu.
Próba pióra czy może klawiatury.
To dziwne podniecenie, które pamiętamy jeszcze z podstawówki, kiedy skończył Ci się stary zeszyt, masz już nowy i zaczynasz pisać. Pierwsza strona. Chcesz, żeby wszystko było jak naj. Nie chcesz nic brudzić, a jednak musisz pokalać kartkę swoim pismem. Cedzisz słowa, kaligrafujesz litery, a po paru miesiącach zeszyt wygląda jak poprzedni. Niechlujny, podniszczony, ale Twój. Przesiąknięty Twoim zapachem.
Zaczynam po raz drugi. Ani od początku, ani od końca. Nie wiem czy kontynuuję, czy robię coś nowego.
Nie wiem ile będę potrafiła pisać, ile milczeć. Nie wiem jak będzie i co dalej.
Nie wiem czy w ogóle jeszcze potrafię pisać.
Kończy się stary rok, obiecałam sobie, że w nowym uporządkuję swoje życie, a nie jak do tej pory, w przypływach paniki, tylko pokój. Kupiłam już duży organizer, który ma pomóc mi ogarnąć całą masę spraw. Choć nie wierzę w skuteczność postanowień noworocznych zrobiłam ich kilka. Nadchodzący rok ma być przełomowy. Nie, żeby miało się stać coś wielkiego... tylko żeby po prostu wypłynąć z marazmu i zacząć żeglować po oceanie życia, ot, tak górnolotnie to ujmując.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz