czwartek, 25 marca 2010

Numer Setny. Wiosenny.

Pani Wiosna, którą witać uczy się już dzieci w przedszkolu złapała Malcontentę w zimowym płaszczu i trackingach. Zdezorientowana Wiedźma wyjęła więc posłusznie lżejszy płaszcz, bo z butami nie chce się pożegnać i wrzuciła do torebki okulary słoneczne. Malcontenta ze zdziwieniem stwierdziła, że faktycznie jakoś przyjemniej się żyje, kiedy za oknem świeci słońce.

poniedziałek, 15 marca 2010

Numer Dziewięćdziesiąty Dziewiąty. Zaklinający.

Wiedźma stoi w oknie i smutno uśmiechając się do wirujących płatków śniegu, drżącymi wargami prosi Zimę by została jeszcze trochę, by nie odchodziła. Póki za oknami panuje Zima, Wiedźma czuje się bezpiecznie, wydaje jej się, że ma jeszcze na wszystko czas, bo przecież cały świat śpi i czeka na Wiosnę. Wiosnę, która zmusi do życia, do rzucenia się w owczy pęd do radości  i mocno przereklamowanych truskawek.
Wiedźma bierze w zmarznięte ręce grudki śniegu i wsłuchuje się w skrzypienie białego puchu pod stopami, przecież Zima nie może jeszcze odejść. Jeszcze nie czas...

sobota, 13 marca 2010

Numer Dziewięćdziesiąty Ósmy. Samotny.

Tak na prawdę zawsze jesteś sam. Niezależnie od tego czy otacza Cię tłum przyjaciół czy jesteś samotnikiem. Z najczarniejszymi, najgorszymi myślami nie dzielisz się z nikim. tak po prostu nie wolno.
Analogicznie jest z wszystkimi najważniejszymi decyzjami, wydarzeniami itp. Gdzieś tam w głębi siebie w samym meritum naszej osobowości zawsze pozostajemy samotni, niepoznani, nieodgadnieni.
Ta świadomość nieustającej samotności, wbrew pozorom nie jest wcale pesymistyczna, według pokrętnej wiedźmiej logiki jest nawet bardzo optymistyczna, bo pozwala się cieszyć obecnością bliskich w chwilach mniej trudnych i tak daleko czy głęboko na ile im na to pozwalamy.

piątek, 12 marca 2010

Numer Dziewięćdziesiąty Siódmy. Raskolnikowski.

Wiedźma wie, choć chyba podświadomie samej sobie próbuje udowodnić, że jest inaczej. Że jest poza ustalonym porządkiem świata. Że powszechne zasady są dla zwykłych śmiertelników, dla słabych jednostek, wieprzy astralnych, bożych kundli, nie dla Wiedźmy. Że Wiedźma może brać co chce i kiedy chce i że życie nie zgwałci jej szczęścia konsekwencjami, prawami karmy. Jak rozpieszczona kilkuletnia dziewczynka, która żeby przekonać się że nóż jest ostry musi rozciąć sobie nim rękę.

Bo choć w teorii Wiedźma zgadza się z Dostojewskim, to w praktyce chce być jak Raskolnikow. Musi się upodlić by móc się odrodzic, by zrozumieć pewne prawa.

Numer Dziewięćdziesiąty Szósty. Niewiedzący.

Panna Malcontenta w dzisiejszym wpisie będzie gloryfikować niewiedzę. Albo raczej po prostu powie, zupełnie zresztą szczerze, że od tygodni nic nie sprawiło jej większej radości niż niewiedza. Bo panna Malcontenta w zeszły piątek pakowała się na wyjazd, który w znacznym stopniu był niewiadomą. Nie wiedziała czy jedzie wyłącznie do Wrocławia, czy też poniesie ją do Milicza, a jeśli tak, to kiedy i ile tam zostanie, a jeśli już zostanie, to jak będzie wracać, czym, kiedy o której. No i wynikające z tego dylematy - ile par majtek i skarpetek z sobą zabrać, jakie ubrania, czy brać drugie buty. A jeszcze piękniejsze było, że nawet jak już sobie poskładała, że jednak Milicz, jednak w poniedziałek, i że pekaesem to i tak wyszło inaczej niż planowała. I tak jej lekko z tym było i łatwo. Nie wiedzieć, nie planować. Wyjść do sklepu i zamiast tego iść na spacer.

Na deser, na sam koniec podróży Panna Malcontenta sama sobie zafundowała najbardziej niespodziewaną wycieczkę, wsiadając w tramwaj który zamiast zawieźć ją do domu wywiódł ją w pole i to dosłownie. Ciemno zimno do domu daleko, w ręce ciąży podróżna torba, w telefonie zniecierpliwiona matka pyta kiedy Malcontenta będzie w domu. A ona nawet nie wie gdzie jest. Przystanki tramwajowe tylko z jednej strony torów, więc Panna Malcontenta mrucząc pod nosem "maszeruj albo giń!" drałowała w błocie do najbliższego przystanku w stronę centrum. Na szczęście po tym incydencie do domu dotarła już bez problemów, zastanawiając się tylko mocno, dlaczego za pierwszym razem gdy patrzyła na rozkład jazdy nie było na nim zaznaczonego tramwaju, który wywiódł ją w pole.

czwartek, 4 marca 2010

Numer Dziewięćdziesiąty Piąty. Wieczorny.

Bo może nie wiesz, Drogi Czytelniku, ale ta wiedźma, która się tu pseudo-literacko wyżywa istnieje tylko po zmroku, w świecie stworzonym z ciemności nocy, pomarańczowych słońc ulicznych latarni i tego co aktualnie gra jej w słuchawkach.
Samotnie spaceruje po pustych ulicach miasta podziwiając malunki rozświetlonych okien w budynkach. Kontempluje codziennie z niesłabnącą fascynacją spowitą turkusowym światłem wierzę kościoła. Uśmiecha się do uśpionych jeszcze drzew i udaje, sama przed sobą, że nie boi się nic a nic, mijających ją zakapturzonych postawnych przechodniów i widzianych w oddali przygarbionych starców w czarnych płaszczach.
Wiedźma jest chwilą, w której drogę przebiega jej czarny kot i wspomnieniem przywołanym przez jakąś piosenkę, którą akurat słychać w słuchawkach. Jest próbą okiełznania jedną ręką burzy niesfornych włosów i stukaniem jej butów na pustej ulicy.

poniedziałek, 1 marca 2010

Numer Dziewięćdziesiąty Czwarty. Prawdziwy.

Panna Malcontenta ma poważny problem. Problem z prawdą, z prawdami o uczuciach., o myślach. A największy problem to Panna Malcontenta ma z wiecznością. Bo chociaż doskonale wie, że wszystkie prawdy są szczerymi prawdami jedynie w momencie ich wypowiadania, to domaga się jakichś prawd wiecznych i ponadczasowych. Wymaga od ludzi tego czego nawet sam bóg chyba nie byłby w stanie jej zagwarantować. Nie potrzebnie cedzi słowa, żeby później nie musieć później się z nich wycofywać. Wstrzymuje uczucia, przeczucia i myśli. Czeka sama nie wie na co. Na wielkie namiętności, bohaterskie czyny i dramatyczne decyzje, do których zapewne nigdy nie będzie zmuszona. Zadziera głowę wysoko do góry zamiast poświęcać się drobnicy pod stopami, mimo iż doskonale wie,że nie powinna. Te wszystkie banały życia codziennego są jakoś niezgodne z jej naturą. Wyraźnie domaga się dramatu, który skutecznie dałby upust uczuciom. Drzemiącym w niej demonach. Bo chociaż Malcontenta obyciem przypomina Królową Śniegu, to wewnątrz niej kipią ogromne pokłady niespełnionych żądz.