piątek, 30 listopada 2012

Numer Dwieście Dwudziestysiódmy. Zielony.

Wiedźma śpi w zielonej pościeli. Kupiła zielony płaszcz. Życie codziennie kopie ją w brzuch, a ona popłacze chwilę lub zaklnie pod nosem, otrzepie się z kurzu i rusza dalej przed siebie. Idzie jak czołg i nic nie jest w stanie jej zatrzymać. Negatywne emocje przechodzą przez nią. Mijają. Jakby nie do końca były jej. Wiedźma jest ponad to. Ponad każdy życiowy cios, ponad każdą kłodę. Jest w niej głębokie przeświadczenie, że jeśli nie tak to inaczej, prędzej czy później, ale będzie dobrze. Że te gorsze rzeczy są tylko drogą do tych lepszych. Wiedźma jest pełna zielonych nadzieji, a w zielonym rudym do twarzy.

środa, 28 listopada 2012

Numer Dwieście Dwudziestyszósty. O dobrym dniu.

Zmęczona Wiedźma, czyściutka i pachnąca właśnie wyciągnęła się w łóżku. To był cieżki i trudny dzień, a mimo to Wiedźma uważa, że był dobry mimo oporu całego świata z nią samą włącznie. To był dobry dzień, bo zrobiła wszystko co sobie na dziś zaplanowała. Nadto obejrzała magiczne obrazy pewnej angielskiej malarki, zobaczyła francuski film, a przede wszystkim nie pozwoliła by nieprzyjemności zepsuły jej nastrój na dłużej. Jest w tym jakaś nieśmiała nadzieja, że może wreszcie będzie dobrze, jeśli nie przez to, że będzie lepiej to przez to, że Wiedźma będzie silniejsza, rzadziej poddająca się przeciwnościom losu.

sobota, 24 listopada 2012

Numer Dwieście Dwudziestypiąty. Królewski.

Minęło już chyba więcej niż tydzień, odkąd śniło się Wiedźmie, że była królową. Nie był to jednak sen o złocie, szczęściu i szlachetnych rycerzach na białych koniach. Nic z tych rzeczy. Scenerią było biuro, w którym na codzień Wiedźma pracuje. Bohaterami współpracownicy. Ale sama Wiedźma była królową. Prawowitą dziedziczką tronu, pokłóconą z mężem uzurpującym sobie do tego tronu prawo. Wiedźma oczywiście stwierdziła, że skoro nie może dojść do porozumienia z królewskim małżonkiem, to będzie rządzić samodzielnie. W tym celu udała się na poszukiwania sprzymierzeńców wśród współpracowników. Tych, którzy byliby po jej stronie chciała oznaczać przypinką ze swoim herbem. Okazało się jednak, że nawet ci, których uważała za najwierniejszych i najbardziej zaufanych, mają już wpięte herby zdradzieckiego męża. Nawet ten jeden jedyny, sekretnie się w niej kochający. Ostatnia deska ratunku. Nawet on miał już przypięty do swetra fioletowy znak króla. Nigdy, nawet w realnym życiu, Wiedźma nie czuła się tak bardzo samotna, zdradzona i przegrana. I z taką właśnie podskórną samotnością i poczuciem przegranej się obudziła. I minął już ponad tydzień, a widmo snu wciąż działa na Wiedźmę przygnębiająco.

środa, 21 listopada 2012

Numer Dwieście Dwudziestyczwarty. Mobilny.

Odkąd Wiedźma zamieniła samsunga na nokię nieudolnie poszukiwała aplikacji pozwalającej blogować z telefonu. Po ośmiu godzinach wpatrywania się w ekran laptopa w pracy Wiedźma nie często ma ochotę robić to po pracy. Dlatego często olewa pisanie na rzecz innych, dalekich od komputera przyjemności.
Dziś wreszcie udało się znaleźć taką cudowną aplikację . Łaskawe zakończenie ciężkiego wtorku lub sympatyczne rozpoczęcie środy. Jakkolwiek, owa drobnostka cieszy Wiedźmę, albowiem Wiedźma liczy, że zmotywuje ją to do częstszego i gorliwszego pisania. Amen.

Numer Dwieście Dwudziestytrzeci. Rutynowy.

Jakże niewiele czasu potrzeba, by z powrotem wpaść w rutynę- myśli Wiedźma. Wystarczył tydzień, od powrotu do pracy, by chęci robienia czegokolwiek zmniejszyły się niemal do zera. Jak trzeba sobie samej czas wydzierać, na to czy tamto. Ile wysiłku trzeba by zmuszać się do myślenia, do robienia czegokolwiek. Jakby etat do wyrobienia, był jedyną rzeczą do zrobienia w ciągu dnia. A gdzie czas i chęci na to by zrobić coś dla siebie, dla przyjemności? Nawet napisanie tych kilku zdań odbywa się teraz kosztem snu. Czy to już zawsze ma tak wyglądać? Czy na tym polega życie?-zastanawia się Wiedźma i odkłada na bok laptopa by zająć się choć przez chwilę, jeszcze czymś dla siebie. Póki sen nie zmorzy, póki chęci nie ulecą.

czwartek, 15 listopada 2012

Numer Dwieście Dwudziestydrugi. Pracowy.

Jak to po każdym wolnym bywa, Wiedźma jest mocno poirytowana swoją pracą. Tym, że praca zabiera jej więcej niż połowę życia w zamian dając mocno-średnie wynagrodzenie finansowe i żadnej satysfakcji. I Wiedźma doskonale wie, że powinna doceniać, że ma blisko, że chujowo acz stabilnie, że nie zarabia znów tak mało, że praca lekka itp itd. Ale czy można uważać coś za dobre, tylko dlatego, że jest znośne? Że nie uwiera zbyt mocno? A przecież to nie to, że nie uwiera, tylko, że skóra w tym miejscu od nacisku dawno już zrogowaciała, uodporniła się na naciski i ból.
Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze świadomość, że znudzona rutyną, Wiedźma nie jest pracownikiem ani dobrym, ani efektywnym. Owszem są gorsi, ale są też lepsi. Wiedźma doskonale wie, że nie do końca nadaje się na swoje stanowisko i gdyby nie to, że okoliczności, sama nigdy by się na ten stołek nie pchała.
Mimo wszystko nie stać Wiedźmy na to, żeby rzucić tym wszystkim i spróbować robić coś, co jeśli nawet nie będzie dochodowe, to będzie dawać satysfakcję. Zostaje jej tylko zacisnąć mocno zęby i po raz kolejny postarać się być dobrym pracownikiem. W końcu "lojalny niewolnik uczy się kochać bat".

środa, 14 listopada 2012

Numer Dwieście Dwudziestypierwszy. Polski.

11 listopada, natchnął Wiedźmę nad teraźniejszością patriotyzmu. Że chyba większość Polaków, bardziej była poirytowana faktem zamkniętych sklepów, niż zajęta przeżywaniem święta. Tak sobie Wiedźma myśli, że świętowali chyba tylko urzędnicy państwowi i to raczej z obowiązku niż z głębokiego patriotyzmu,ludzie starsi,których z roku na rok coraz mniej i narodowcy, których Wiedźma kiepsko trawi, aczkolwiek szanuje, za zorganizowanie, za to, że chociaż im się chce. Ze ich poglądy, chociaż niezgodne z wiedźmimi przekonaniami przynajmniej są jakieś.
Prywatnie Wiedźma zastanawiała się nad swoimi uczuciami do kraju. Doszła do wniosku, że z dziecięcej, wpajanej przez przedszkolankę miłości do ojczyzny został jej tylko wstyd. Wstyd za pajaców rządzących państwem, patrzących tylko jak napchać sobie kieszenie i pousadzać na stołkach rodzinę i znajomych nie bacząc na konsekwencje i dobro kraju. Wstyd za Polaków, nie umiejących poprawnie się wysłowić we własnym języku i nie czujących z tego powodu dyskomfortu. Za Polaków nie znających historii własnego kraju. Za tych nie czytających, nie chodzących na wybory, nie interesujących się.
Przykro jej z powodu polskiego kombinatorstwa, czarnowidztwa i tu-mi-wisizmu. Przykro jej, że z roku na rok jest chyba coraz gorzej, flag wywieszanych przez ludzi jest coraz mniej. Że niknie polska świadomość narodowa.

sobota, 10 listopada 2012

Numer Dwieście Dwudziesty. Książkowy.

Wiedźma boi się po raz drugi przeczytać swoje ulubione powieści. Chociaż z rozkoszą wróciłaby do Viriconium, czy Blaszanego Bębenka, to boi się, że za tym drugim razem opowieści stracą magię. Że choć to przecież zupełnie absurdalne - rozczarują ją. Że będzie czytać nucąc pod nosem "Co ja w tobie widziałam...?". Z drugiej strony wydaje jej się, że tak naprawdę, poza ogólnym klimatem, niewiele już z nich pamięta. I tak na prawdę oprócz irracjonalnych obaw o utratę czarowności, to przeżywa mały dramat Horcacio Oliviery, mianowicie, że czytając jakąś książkę po raz kolejny odbierze sobie czas i szansę na przeczytanie innej, nowej, która przecież, może okazać się zacznie lepsza od tej, do której postanowiła wrócić. Pewnie dlatego Harrison, Dostojewski i Grass czekają na jakieś bliżej nie określone "Kiedy indziej, kiedyś".

piątek, 9 listopada 2012

Numer Dwieście Dziewiętnasty. Zmalowany.

Malcontenta od lat sobie obiecywała, że na jakimś urlopie spróbuje znów malować. Obiecywała i standardowo odkładała na kiedy indziej. W lipcu nawet wybrała się do sklepu dla plastyków i uzupełniła braki w farbach. Mimo to minęły lata odkąd ostatni raz stała przy sztaludze i właściwie nie spodziewała się, że jednak się na to zdobędzie. Malcontenta nie maluje dobrze, może nawet maluje poniżej przeciętnej, ale sam proces malowania zawsze sprawiał jej dużo przyjemności, wyciszał i uspokajał. Tak było i tym razem. Popołudnie spędziła próbując namalować trzy jabłka, dwa czajniki butelkę, wazon i nieszczęsną draperię. Obraz standardowo wyszedł dość mierny, nieporównywalnie słaby w porównaniu z chęciami jakie zostały w niego włożone, ale jest to chyba jeden z lepszych obrazków jakie panna Malcontenta stworzyła. Wysechł i wylądował na szafie, żeby nikogo nie straszyć. "Następnym razem będzie lepiej" powiedziała do siebie Malcontenta i wrzuciła farby na dno szafy.

Numer Dwieście Osiemnasty. W swoim czasie.

Monotonny bełkot znajomych zagłusza myśli Malcontenty, czasem wydaje jej się, że owszem mają rację. Przecież mówią to wszystko z takim przekonaniem, że nie pewna swego M. w danej chwili jest w stanie się z nimi zgodzić. Prawda jest jednak taka, że nie do końca czuje te poglądy jednych czy drugich. Kiedy zostaje sam na sam ze sobą już nie jest taka pewna tego wszystkiego. Czy teraz jest właściwy czas na to czy tamto to przecież indywidualna kwestia. Nie ma ludzi, którzy są na prowadzeniu albo zostali w tyle, bo przecież życie to nie żaden cholerny wyścig. Każdy ma prawo przeżywać je we własnym, indywidualnym tempie. Iść swoją niepowtarzalną drogą. Tak trudno o tym pamiętać kiedy wszyscy dookoła mówią, że to już pora. Że na coś jest za wcześnie albo za późno. Ale przecież oni mogą mówić co najwyżej o sobie.

środa, 7 listopada 2012

Numer Dwieście Siedemnasty. W poszukiwaniu dobrych stron rzeczywistości.

Najcudowniejszą rzeczą w noszeniu soczewek, jest to, że patrząc w niebo Wiedźma znów widzi gwiazdy.
Najcudowniejszą rzeczą w tym, że w środku nocy pies wyciąga Wiedźmę na spacer jest to, że spacerując z wysoko zadartą w górę głową może patrzeć w gwiazdy.

Numer Dwieście Szesnasty. Za ciosem.

Czyli, można? Można. Trzeba tylko chcieć. Wiedźma po raz kolejny w tym roku przeprasza się ze ślicznym niebieskim terminarzem. Skrupulatnie zapisuje swoje codzienne "Things to do" i jeszcze skrupulatniej stara się je realizować. Z radością skreśla wykonane zadania, spisuje te nowe na kolejny dzień. Zastanawia się ile tym razem potrwa ten zryw niepodległościowy? Chociaż do końca tygodnia, czy może choć odrobinę dłużej.
Po raz kolejny zafascynowana jest tym, ile można zrobić w ciągu dnia, jeśli większej jego części nie spędza się w pracy. Pociesza ją nieśmiałe przeczucie, że być może to jednak o permanentny brak czasu chodzi, a nie o jej lenistwo. Usatysfakcjonowana dzisiejszym bilansem rzeczy zrobionych i nie zrobionych kładzie się spać.

poniedziałek, 5 listopada 2012

Numer Dwieście Piętnasty. O okruchach magii.

Bo przecież, to nie tak, że nagle przestaje istnieć. Raczej przestajesz ją dostrzegać, obojętniejesz na jej piękno.
Magia pojawia się w najmniej oczekiwanych momentach. Jest zapachem mężczyzny, którego już dawno zapomniałaś, ale staje Ci żywo przed oczami, za każdym razem mijasz kogoś, kto używa tych samych perfum co On.
Jest przepięknym starym czerwonym mercedesem, który błyska ci po oczach swoimi srebrnymi wykończeniami, kiedy znudzona myjesz okno. Król z poprzedniej epoki, który majestatycznie przejeżdżając przez ulicę gasi wątpliwe zimne piękno nowoczesnych super-samochodów.
Wreszcie, sama przecież widziałaś nie dalej jak godzinę temu, jak za sprawą dwóch kotów symetrycznie usadowionych na przeciwległych słupkach zamienia zwyczajną drewnianą bramę, w tajemnicze przejście do innego świata. Magia jest tuż tuż, musisz tylko, znów nauczyć się patrzeć Malcontento.

Numer Dwieście Czternasty. ...

Malcontenta latami krzyczała, że "zawsze nadzieja, zawsze ta kurwa w zielonej sukience". A teraz, kiedy jej brakuje, nawet oddychanie sprawia trudność.
Śpiąca królewna obudziła się pośród gnijących mokrych liści. Zbyt późno, by tak jak uwielbiała szurać butami w grubych dywanach suchych żółtych liści. Nie ma wymarzonego księcia, nie ma królestwa. Nic nie ma. Korona się gdzieś zgubiła, garść monet znalezionych w kieszeni uległa denominacji, a batonik okazał się przeterminowany. Przypomniała sobie cytat z powieści o dość znamiennym tytule, "Błędy": "Jestem królem niczego. Niczego? Dlaczego? Bo niczego już nie ma" i nie chodzi tu bynajmniej o osiąganie szczęścia przez odejmowanie. Chodzi raczej o prozaiczną przysłowiową czarną dupę, epicko zwaną również łez padołem. Bliżej do 30 niż 20. Brak wykształcenia, brak planów na życie, przeterminowane cele, zapomniane marzenia, napady paniki w środku nocy. Poczucie wszechstronnego bezsensu. Oto rzeczywistość Malcontenty. Lęk przed marzeniami, lęk przed zmianami. Bezsilność i  bezwolność, wewnętrzna słabość i rozlazłość w terminologii Wiedźmy potocznie nazywana "Budyniem". Życie gniecie, rzeczywistość uwiera, nic nie cieszy. W głowie krzyczą wyrzuty sumienia z powodu marnowania czasu. Należałoby coś zrobić. NależałoBY.