poniedziałek, 26 grudnia 2011

Numer Sto Siedemdziesiątyósmy. Komediowo-romantyczny.

Wiedźma szczerze nie znosi komedii romantycznych. Nie chodzi jej bynajmniej o ich banalność czy trywialność. Nie chodzi o drugorzędne dialogi czy tandetne sceny. To wszystko jest w stanie zaakceptować, jako części składowe konwencji gatunku. Wiedźma nienawidzi tych filmów za złudną nadzieję jaką dają małym głupiutkim wiedźmom, takim jak ona. Przecież niejednokrotnie już się przekonała, że coś co zaczyna się jak film, najczęściej kończy się jak życie. Chyba nikt nie wie lepiej od Wiedźmy, że słowne potyczki i cięte riposty są bez znaczenia, a iskrzenie im gwałtowniejsze tym szybciej się wypala. Oglądanie tych wszystkich bzdur najzwyczajniej w świecie boli. Bo dlaczego skoro tamtym się udaje to jej, kurwa nie. Nigdy. Że nie ma happy endów. Nie w życiu Wiedźmy, gdzie im mocniej się chce tym dramatyczniej się nie udaje. I niech nikt jej nie karmi ułudą, że to wszystko po to, żeby koniec tej historii był z wielką pompą. It never happened to her.

poniedziałek, 19 grudnia 2011

Numer Sto Siedemdziesiątyszósty. Przedświąteczny.

Odkąd Wiedźma wykluczyła pierwiastek boski ze świąt, zaczęła je lubić. Bawią ją wszyscy Ci ludzie, którzy przed świętami uciekają, bojkotują je. Bo po co? Czyż nie lepiej je zaakceptować? Przecież to magiczny czas. Czas dobroci, odnowy. Wieczory pełne ciepła i ludzkich uśmiechów. Okazja, do obdarowania najbliższych i przypomnienia o dalszych znajomych. Pretekst do tego by być blisko, by wybaczać, uśmiechnąć się. Motywacja, by więcej pomyśleć o innych. Przecież na co dzień jesteśmy tak bardzo na sobie skupieni, że dla innych nie mamy czasu.
W świętach (oczywiście poza rodzinną wigilią) irytują tylko Wiedźmę terminy. Chyba po prostu za wszystko zabiera się za późno. W tym roku była niemal pewna, że jej się udało, ale niestety zbyt szybko spoczęła na laurach i została z tyłu. teraz kombinuje skąd wziąć jeszcze trochę czasu na dokończenie prezentów, na świąteczne dekoracje. Wierzy, że jeśli się spręży to na pewno jej się uda.
Samej sobie też już kupiła prezent. Po wielu pomysłach i autopersfazjach zdecydowała się na najbardziej praktyczny z możliwych prezentów. Z niecierpliwością czeka na to co dostanie od innych. Uśmiecha się do świąt i wizji błogiego wypoczynku.

poniedziałek, 12 grudnia 2011

Numer Sto Siedemdziesiątypiąty. Poniedziałkowy.

Wiedźma na szczęście nie jest przesądna. Na szczęście - bo gdyby wierzyła, że jaki poniedziałek, taki cały tydzień, spokojnie mogłaby wziąć tydzień zaległego urlopu i schować się pod kołdrą z Nikodemem i książkami. Mimo chandry i potwornego bólu głowy uśmiecha się smutno sama do siebie i szepcze, że przejdzie, że jutro będzie lepsze. Nie stać jej na luksusy użalania się nad sobą, zbyt wiele kosztowało zmuszenie się do jakiegokolwiek działania i choć nadal robi dużo mniej niż sobie zakłada, to i tak obecne mniej jest dużo lepsze od starego mniej, czyli niemal nic.

niedziela, 11 grudnia 2011

Numer Sto Siedemdziesiątyczwarty. Podsumowujący.

Minął ponad miesiąc od ostatniego posta. Niedobrze- myśli Wiedźma.
Dobrze, że chociaż odrobinę się pozbierała, zrobiła co nieco, choć ciągle uważa, że zbyt mało. Mimo, że myśli, że stara się w danym momencie wystarczająco mocno, z perspektywy czasu stwierdza, że robi zdecydowanie za mało. Przerasta ją czas, ilość rzeczy, które w danym czasie powinna zrobić. Ale się nie poddaje. Zaciska zęby i niezdarnie próbuje zrobić kolejny krok w przód. Musi tylko zacisnąć zęby. Przestać oglądać się za siebie. Przestać rozglądać się na boki, skończyć porównywać swoje postępy z postępami innych. Musi się rozluźnić, złapać równowagę i oddech. To co robi powinno jej się wydać naturalne, a nie wymagające wysiłku.

Szzza, trzeba odczekać chwilę, aż w Wiedźmie uspokoją się demony. Aż przestanie się czuć, jak worek pełen węży. Nie może pozwolić, żeby znów ta ciemniejsza strona wzięła górę.
Wiedźma bierze głęboki oddech i nastawia budzik. Jutro znów jest poniedziałek. Dobry dzień by wskoczyć na kolejny, wyższy poziom działania.

czwartek, 3 listopada 2011

Numer Sto Siedemdziesiątytrzeci. Zmęczony,

Malcontenta jest autentycznie zmęczona swoją nijakością, nic-nie-róbstwem i maruderstwem. Ma dość  wiecznego narzekania, złoszczenia się i zrzędzenia. Ma dość ale nie wie jak z tym walczyć. Co zrobić kiedy pomysłów pełna głowa a brak woli na ich wykonanie. Kiedy każdy najdrobniejszy wysiłek nagradzany jest gradem przeciwności. Albo samozaparcie wymagane do wykonania jakiejś niewielkiej czynności jest odwrotnie do niej proporcjonalne. Jak walczyć o swoje, kiedy życie uwiera z każdej strony. Kiedy nie ma sił, a chęci pojawiają się okresowo i wypalają się niezwykle szybko? Najwygodniej byłoby położyć się i nie ruszać, ale przecież nie można. Więc CO?!

poniedziałek, 24 października 2011

Numer Sto Siedemdziesiątydrugi. W dalszym ciągu oceniający.

Malcontentę po raz kolejny uderzyła własna ignorancja. Zamiłowanie do klasyfikacji i szuflad. Skarpetki do pierwszej z góry majtki do tej drugiej. Z bielizną tak można, owszem, ale z resztą? Ten człowiek jest dobry - do pierwszej szuflady z góry, ten jest zły, to do tej ostatniej. A co z tym co jest trochę dobry, a trochę zły? Tak jak z niektórymi ubraniami - nie są świeżo wyprane żeby wieszać je w szafie, a nie są też brudne i nie nadają się jeszcze do prania...
Malcontenta próbuje walczyć z nawykiem szufladkowania, metkowania ludzi, sztuki, uczuć i wszystkich innych spraw. Czasami jest za wcześnie, za mały ma dystans by spojrzeć na wszystko właściwie, a czasem znów jest za daleko by dojrzeć wszystkie szczegóły i niuanse. Nie ma sensu wprowadzać na siłę porządków i klasyfikacji, skoro w rzeczywistości i praktyce okazują się one płaskie albo iluzoryczne.
Po co stawiać te granice i przegródki? Skoro i tak niektóre sprawy przez nie przesiąkają, albo się prześlizgują. Tak trudno zaakceptować niezrozumiały dla niej porządek świata...

niedziela, 23 października 2011

Numer Sto Siedemdziesiątypierwszy. Problemowy.

Wiedźma od lat ma problem z ocenianiem. Po przeczytaniu książki czy wiersza, obejrzeniu filmu, zdjęcia czy obrazu nigdy nie wie według jakiego kryterium nazwać coś złym lub dobrym. Nie wie czy, żeby uznać, że coś było dobre wystarczy, że wzbudziło w niej emocje, że poruszyło ją. Pewnie powinien też liczyć się znak tych emocji. W przypadku książek, nie wie czy żeby uznać coś za dobre wystarczy fakt, że książka ją wciągnęła, chociaż miejscami Wiedźma czuła się tym wciągnięciem zażenowana. Czy coś możne uznać, za wartościowe dlatego, że budzi jej niepokój, każe myśleć, że burzy jej światopogląd.
Z tego powodu Wiedźma bardzo długo nie wiedziała jak zinterpretować emocje wobec "Melancholii", że jej się podobała doszła dopiero do wniosku stojąc w środku nocy na balkonie, kiedy w pierwszej chwili uśmiechnęła się do świecącej jasno na niebie gwiazdy. Po chwili poczuła nieokreślony lęk i zrozumiała, że przez ten film wie już, że piękny widok nieba może być niebezpieczny. Spodobała jej się ta nowa świadomość, to spojrzenie z innej strony. Inaczej też patrzy Wiedźma na Argesa, po przeczytaniu "Wiedźmy i Wilka" Jarosława Grzędowicza. Przestała patrzeć na psa jako na własność, maskotkę, a zaczęła się zastanawiać czy kudłacz jest szczęśliwy, czy ma dość swobody, czy w tej wiedźmiej do niego miłości nie czuje się jak w klatce.
Chyba właśnie dlatego oceny Wiedźmy są bardzo subiektywne i często znacznie odbiegają od opini powszechnych.

czwartek, 20 października 2011

Numer Sto Siedemdziesiąty. Patrzący wstecz.

Wiedźma zatopiła się przedwczoraj w czytaniu starych wpisów na blogu. Zaskoczyło ją, jak wiele z tych notatek jest jej obcych, nowych, zaskakujących. Zupełnie jakby czytała bloga kogoś innego, kto tylko czasem, w niektórych miejscach się z nią zgadza.
Niesamowite ile rzeczy zapomniała, a ile wyparła z głowy, ilu się wyrzekła. Czytając niektóre zapiski czuła się zażenowana, inne mocno ją zdziwiły, ona tak myślała? Niemożliwe... A jednak. Wszystko zapisane. I nie można się już wypierać, że coś nigdy nic nie znaczyło. Skoro jest na blogu, znaczy, że Wiedźmę nurtowało i nie ma od tego odwołania, zaprzeczeń i wymówek. Było znaczyło i koniec.
Zdarzały się jednak fragmenty, choć może było ich tylko kilka, które się Wiedźmie strasznie podobały, z których jest nieśmiało dumna. I znów zdziwiona. To ja tak pisałam? Ja?! Przecież to jest dobre...
A najdziwniejsze jest, w kontekście wpisu "Dla M.", że na blogu znalazła wiersz. Wiersz, który jej się spodobał. Zgooglowała go od razu, żeby sprawdzić, kto jest jego autorem i kiedy przez dłuższą chwilę nie mogła nic znaleźć, uświadomiła sobie, że to ona go popełniła. I znów pojawiło się sławetne "Nigdy nie mów nigdy", podobnie jak całe lata temu bawiła się swoim rudym lokiem czytając swój stary wpis, w którym wyrazem największego szaleństwa była zmiana koloru włosów z blondu na rudy.
Nigdy, przenigdy nie mów nigdy Wiedźmo. Nigdy o tym nie zapominaj.

wtorek, 18 października 2011

Numer Sto Sześćdziesiątydziewiąty, Porządkowy.

To zadziwiające z jaką łatwością można się pozbyć kogoś ze swojego życia. Jak łatwo jest zakończyć kilkuletnią znajomość. Pstryk i już cię nie ma. "Goodbye I don't love You anymore", jak mówiła Natalie Portman w "Closer". Po prostu wyrzucasz na śmietnik całą tę znajomość i wszystkie z nią związane wspomnienia i właściwie mimo lekkiego ukłucia żalu jest ci lżej. Tak sobie myśli Wiedźma, by po chwili zastanowić się, czy aby na pewno nie będzie żałować.
To zadziwiające, jak przez lata zmieniają się nasze poglądy o drugim człowieku, jak jego osądy na nasz temat się zmieniają. Niezauważalnie obracają się o 180 stopni i zanim się w tym połapiemy, jest już za późno na ratunek. Nie ma już co zbierać. Można co najwyżej spakować wszystko do czarnego worka i wynieść na śmietnik, albo rytualnie spalić. Czasami jednak wystarczy kilka kliknięć w komputerze.
Owszem, myśli Wiedźma, teoretycznie można by po takim zakończeniu zacząć od początku. Ale czy byśmy potrafili? Spojrzeć na siebie jak na nieznanych nam ludzi. Niby jesteśmy sobie obcy, ale za dobrze wiemy gdzie uderzyć, żeby bolało. Za dużo w nas urazy. Smutne to, myśli Wiedźma, ale z niektórymi sprawami nie można nic zrobić. Trzeba przez nie przebrnąć. Albo zostawić samym sobie. Ułożą się, albo stracą znaczenie. Wiedźma nie przekreśla nic nowego, ale definitywnie żegna się ze starym, dziękując za to co dobre i chcąc zapomnieć o wszystkim co złe.

piątek, 14 października 2011

Numer Sto Sześćdziesiątysósmy. Dla M.

Wiedźma ma tylko nadzieję, że to karkołomne zadanie nie skończy się dla niej jak ostatnie pisanie "na zamówienie". Wierszydło, które wtedy stworzyła trzyma do dziś w najodleglejszym, najciemniejszym kącie biurka, by w razie potrzeby przypomnieć sobie, dlaczego nie pisuje poezji.

Znacznie prościej byłoby Wiedźmie pisać, gdyby sama wiedziała co czuje, a nie tylko jej się wydawało. Znacznie prościej byłoby, gdyby jej uczucia, odczucia, przeczucia, przypuszczenia i marzenia nie były umieszczone w jakimś rodzaju kalejdoskopu. który przy najdrobniejszym poruszeniu zmienia całe wzory.
Chociaż, właściwie te wzory, mimo, że za każdym razem inne, to cały czas zbudowane są z tych samych szkiełek.
"Jesteś moim niepokojem" mogłaby najkrócej powiedzieć. Bo w tym niepokoju zawiera się wszystko. Od ciekawości, fascynacji i zaintrygowania, które pojawiły się na samym początku, przez wszystkie sympatie, zadurzenia, niecierpliwości i irytacje. Szkiełka we wszystkich kolorach - zielone nadzieje, wyobrażenia i marzenia, niebieskie smutki i tęsknoty, fioletowe irytacje i złości, czerwone sympatie i pożądania, żółte zazdrości i najwięcej bezbarwnych czy szarych - niepewności i wątpliwości.

Tak jak w kalejdoskopie, w jednej chwili Wiedźma marzy o tym, by ją przytulił, a w następnej ma ochotę wykrzyczeć by "walił się na ryj" i " wypierdalał na księżyc". Z jednej strony potwornie chciałaby się z nim spotkać, z drugiej myśli, że lepiej tej fascynacji nie kalać spełnieniem. Że po co, że to byłoby tylko rozczarowanie dla niego, albo co gorsza, dla niej. A jednak wciąż nie może...Ba! Nie chce go sobie wybijać z głowy. Katuje się jakimiś okropnymi dla niej scenami, albo sama siebie wyśmiewa. Jest tym niepokojem trochę już znużona. Ma nieznośne wrażenie, że kręci się w kółko. Że wszystko już na tym etapie zostało powiedziane. Że trzeba zdecydować - albo pójść krok do przodu, albo skręcić zupełnie gdzie indziej i zapomnieć.  Ale właściwie dalej obstaje przy tym, żeby jednak to wszystko zweryfikować.  Skończyć albo zacząć. A z kolei na myśl o zaczynaniu od razu jej się wszystkiego odechciewa. Odechciewa się na samą myśl o własnej nieporadności, o tych wszystkich pomyłkach, błędach, które do tej pory popełniła. Wszystkie te etapy do przejścia, konwenanse do przerobienia, formułki do wypowiedzenia. Zupełnie jakby nie można było stwierdzić, że jest dobrze i w tym trwać, albo stwierdzić, że to nie to, przeprosić i iść dalej...
I tak naprawdę to Wiedźma sama nie wie, czy bardziej chodzi jej o osobę ( o której, tak na prawdę nic nie wie, a tylko domniemuje, wyobraża sobie) czy o uczucia, które w niej budzi...Więc Wiedźma się nie upiera - nie jest sama siebie pewna, więc nie chce niepotrzebnie zawracać głowy, robić nadziei...
Chyba najbliższe temu wszystkiemu, jest stwierdzenie, że Wiedźma jest bardzo ciekawa. Jak się rusza, jak mówi, jakie robi miny i jak pachnie. Tak, najzwyczajniej w świecie, bez zobowiązań, bez nacisków, tak po prostu.
I doskonale zdaje sobie sprawę, że to niemożliwe.

Cóż...Drogi M. nie wiem czy jesteś usatysfakcjonowany, ale się starała i była szczera na tyle na ile pozwalała jej autocenzura.

poniedziałek, 10 października 2011

Numer Sto Sześćdziesiątyszósty. Rozdrażniony i ignorancki.

Wiedźma jest ostatnio w iście piekielnym nastroju. Żmijowate komentarze, które wygłasza wstrząsają nawet nią samą. Jej język jest cięty jak dawno nie był, a uwagi celne i porażające bolesną trafnością. Ale nie to przeraża Wiedźmę, nie jej bezczelność a jej ignorancja. Bo dostrzegając kolejne wady ludzi w okół, zaczyna się mocniej zastanawiać nad samą sobą i własnymi ułomnościami. Coraz wyraźniej widzi, jakie błędy popełniła, boi się, że popełnia nadal i nie wie jak to zweryfikować. Nie potrafi spojrzeć na siebie z boku, zdystansować się. Strasznie ją ta świadomość własnej małości drażni.

wtorek, 4 października 2011

Numer Sto Sześćdziesiątypiąty, Krwawy.

Malcontenta otwarcie przyznaje, że jest tchórzem. Przyznaje również, że robi jej się słabo na widok krwi. Co prawda niewiele tej krwi w życiu do tej pory widziała, ale to wystarczyło, by o słabnięciu się przekonać. O tym, że krew jest lepka wiedziała tylko z książek i tylko z książek znała jej zapach. Jednak wszystko do czasu. Od środy Wiedźma wie już, jak krew klei się do palców. Doskonale zna już jej zapach, zarówno tej świeżej, jak i tej na zaschniętych bandażach. Wie też, jak ten zapach gdzieś podskórnie i podświadomie każe uciekać, jaki nerwowy nastrój wprowadza, jak niepokoi. Przede wszystkim jednak Malcontenta przekonała się, że jeśli sytuacja ją do tego zmusi, zaciśnie zęby i opatrzy krwawiącą ranę. Że nie odwróci wzroku jeśli będzie musiała się ranie przyjrzeć. I chociaż później będą jej się przez pół dnia trzęsły ręce, to zrobi, co trzeba.
Pociesza ją ta nowa wiedza o sobie. Ale jeszcze bardziej cieszy się, że zraniona psia łapa ładnie się goi. Że można już dziś było wyjść na krótki spacer, a za kilka dni będzie można iść trochę dalej.

poniedziałek, 3 października 2011

Numer Sto Sześćdziesiątyczwart. Rdzaworudy.

Powszechnie wiadomo, że późne lato czy może pierwsza faza jesieni mają dla Wiedźmy niemal mityczne znaczenie. W tym roku nawet moda oddaje Jesieni należną jej cześć, w sklepach pełno jest ubrań w kolorach jesiennych liści - musztardach, brązach, rudościach. Wiedźma na ogół wierna swoim szarościom i czerniom oraz okazjonalnym turkusom, spontanicznie kupiła kilka łaszków w różnych odcieniach rudości i...prawdę mówiąc czuje się, jak sama jej wysokość, Jesień. Nieskromnie przyznaje, że jej do twarzy, dobrze jej z tym. To zadziwiające że wciąga na siebie rdzawą bluzkę i od razu ma pewniejszy krok i głowę trzyma wyżej. To nawet zabawne - Wiedźma przebrana za Panią Jesień.

wtorek, 27 września 2011

Numer Sto Sześćdziesiątytrzeci. Zaklęty.

Wiedźma zaklina czas. Zaklina scenografię. Ciepłe jesienne słońce i rośliny we wszystkich odcieniach żółci złota i brązu. Zaklina każdą sekundę, w której czuje się szczęśliwa. Chwyta je w dłonie i przygląda im się dokładnie, zanim pozwoli przeminąć. Wie, aż za dobrze, że te radości nie będą trwać wiecznie, że jest w nich jakaś fałszywa nuta. Wszystko to jest jakby nowa tapeta naklejona na starą i zniszczoną. Niby wszystko jest pięknie, ale wciąż pozostaje świadomość brudu warstwy pod spodem.
Sza! Wiedźmo, ciesz się jesienią i nie myśl za dużo!

poniedziałek, 26 września 2011

Numer Sto Sześćdziesiątydrugi. Dobry.

Wiedźma ostatnio nie może się samej sobie nadziwić. Że sprawy toczą się swoimi właściwymi torami. A to co nie wychodzi, jest nie do końca dobre, czy się nie podoba Wiedźma zbywa tylko łagodnym uśmiechem. Ciii... dobrze jest jak jest myśli. A co ma być i tak będzie, dodaje. Dziwi ją, że do tego spokoju wystarcza jej tak niewiele - czyjś głos, rozmowa, która raczej powinna jej sprawić przykrość niż radość. Dziwne, myśli Wiedźma nie poznając siebie. Patrzy z zupełnie innej strony, jakby to wszystko nie do końca jej dotyczyło. Jakby życie toczyło się gdzieś obok, nie było takie ważne jak powinno. A może właśnie nie powinno? Może chodzi o to co na co dzień niezauważalne. Czego nie można dotknąć a jedynie zbliżyć się, na jak najmniejszą możliwą odległość. Wiedźma nie ma zamiaru się nad tym zastanawiać, bo wie, że mądrzejsi od niej do niczego nie doszli w tej materii. Cieszy się że jest dobrze. Spokojnie. I chce jak najdłużej pozostać w tym stanie.

czwartek, 22 września 2011

Numer Sto Sześćdziesiątypierwszy. Niedowidzący.

Malcontenta jakiś czas temu przeczytała jakiś wywiad z pewną znaną postacią, która to ubolewała nad tym, jak to po operacji korekcji wzroku nagle dostrzegła wszystko wyraźnie i wcale nie podoba jej się to, że teraz dostrzega wszystkie drobiny kurzu na meblach, najmniejsze zmarszczki na swojej twarzy itp. Malcontenta doskonale rozumie tę pewną znaną postać. Sama nie może przyzwyczaić się do ciągłego noszenia okularów. Czasem lubi niedowidzieć. To pozwala jej bardziej używać wyobraźni, intuicji. Czasem przyjemnie jest być zaskoczony, że coś co widzieliśmy z daleka z bliska okazało się czymś innym.
Gorzej już, że Malcontenta wydaje się być również niedowidzem emocjonalnym i socjologicznym. Czego niedowidzi to sobie dopowie, co chce zobaczyć to sobie wmówi. Stąd później próżne nadzieje, wielkie rozczarowania i inne w tym stylu. Jednak w tych wszystkich emocjonalnych porażkach i społecznych pomyłkach najgorsze jest to, że Malcontenta nie potrafi otworzyć oczu i zobaczyć jak jest na prawdę, zupełnie jak nie może się przemóc by stale nosić okulary. A może wcale tego nie chce, może woli żyć ułudą, fantazją, od jednego niewyraźnego znaku do drugiego.

niedziela, 18 września 2011

Numer Sto Sześćdziesiąty. Zastanawiający.

Wiedźmy chyba nigdy nie przestanie zaskakiwać, że ktoś może ją lubić. Takie wyznanie zawsze wprawia ją w zakłopotanie i dziwi. Bo przecież Wiedźma zna siebie. Wie, aż za dobrze, że jest trudna. Więc na ogół wydaje jej się, że ktoś kto mówi, że j lubi na ogół po prostu jej nie zna. Podobnie jak myśli o facetach, którzy mówią, że jest ładna, że mają fatalny gust.

sobota, 17 września 2011

Numer Sto Pięćdziesiątydziewiąty. Zalany,

Są czasem takie dni, kiedy lepiej byłoby nie wstawać z łóżka. Są takie słowa, których lepiej nie wypowiadać. Wiedźma przekonała się dziś o tym dość dotkliwie. Od rana wszystko się jej sypało, plątało i komplikowało.b Apogeum miało jednak miejsce przed szesnastą. Wiedźma wybrała się z koleżanką z pracy jako zaopatrzeniowiec po żarło do McDonalda, pięknie szlachetnie i wspaniałomyślnie. Jednak przy wyborze z menu, Wiedźma niepotrzebnie się zastanowiła, zwątpiła w to czy chce stamtąd Colę i to był błąd. Papierową torbę pełną smakowitych fast foodów Wiedźma położyła sobie na kolanach - ot żeby pilnować by żaden z 4 półlitrowych kubków pełnych Coli nie przechylił się i nie wylał To był kolejny błąd. Całą drogę Wiedźmie wydawało się, że kubki są wyjątkowo zimne, bo przecież, niemożliwe żeby były mokre... No właśnie... już na parkingu przed miejscem pracy Wiedźmy okazało się, że pan obsługujący koleżankę Wiedźmy nie zapakował napojów na tekturową wytłoczkę, a włożył bezpośrednio do papierowej torby. Rezultat tego haniebnego niedopatrzenia był taki, że przy wysiadaniu z samochodu, jeden z kubków otworzył się i bezczelnie rozlał na spodniach Wiedźmy. Pociekło także na siedzenie i wycieraczkę. W wyniku tego zdezorientowana Wiedźma siedziała w mokrych spodniach z mokrym tyłkiem na mokrym siedzeniu z nogami w kałuży Coli gromadzącej się na wycieraczce. Udało jej się uratować burgery i frytki przed zamoknięciem. Sama jednak musiała czym prędzej ewakuować  się do domu w celu przebrania spodni i zmycia zdradliwej słodkiej i lepkiej substancji zarówno z ud jak i z tyłka. Dzięki temu doświadczeniu Wiedźma przypomniała sobie jak ogromnym komfortem dla niemowlaka jest sucha pielucha.

czwartek, 15 września 2011

Numer Sto Pięćdziesiątyósmy. Kasztanowy..

Jak co roku o tej porze Malcontenta daje się ponieść dziecięcemu odruchowi zbierania kasztanów.To już druga jesień, gdzie w zbieraniu kasztanów pomaga, albo raczej przeszkadza Pan Agreścik. Chociaż to właśnie pies zadowala się jednym kasztanem w pysku, podczas, gdy Malcontenta chodzi w okół drzewa tak długo, aż wyzbiera spośród opadłych rudych liści wszystkie kasztanowe skarby. W myślach Malcontenta dziękuje serdecznie temu, co to wpadł na pomysł kilkanaście czy kilkadziesiąt lat temu, żeby na podwórku posadzić kasztanowiec, Zastanawia się też, jakim człowiekiem trzeba być, żeby oprzeć się zbieraniu kasztanów.

poniedziałek, 12 września 2011

Numer Sto Pięćdziesiątysiódmy. Czytelniczy.

Wiedźma znów została rozdarta między rozkosze czytania książek, a wysublimowaną przyjemność obcowania z literaturą, a właściwie Literaturą. Uderzyła ją straszliwa świadomość, że prawdopodobnie w życiu nie zdąży przeczytać wszystkiego, co chciałaby przeczytać. Tym straszliwszy wydaje jej się wybór kolejnych pozycji na liście "Przeczytać", bo przecież na wielką literaturę nie koniecznie ma teraz ochotę, a szybko czytające się książki ostatnimi czasy mimo wciągania w swój świat raczej ją niesamczą. Zupełnie jak z jedzeniem drugiego deseru - niby było pyszne i dało dużo radości, ale chwile później przychodzi uczucie przesytu, a może nawet niestrawności i żal, że nie zamówiło się samej herbaty. Jeszcze gorsze jest to, że pamięć Wiedźmy nie jest najlepsza i po pewnym czasie zacierają się nawet te najbardziej ukochane historie. Wobec czego po raz kolejny Wiedźma sama siebie stawia przed dramatycznym wyborem - czy przeczytać po raz kolejny ukochanego Dostojewskiego, czy jednak czas ten poświęcić na poszukiwania w twórczości innych autorów.
I co tu zrobić kiedy na półce zalega kilkanaście nie przeczytanych książek, a Wiedźmę ciągnie na "Wichrowe Wzgórza"?

poniedziałek, 5 września 2011

Numer Sto Pięćdziesiątyszósty, Z cyklu: znowu to samo.

Again. Jak to się mówi. Temat-rzeka, kolejna nie-kończąca-się-opowieść, do jakich nieznośną skłonność przejawia Malcontenta. A było już tak dobrze, doszła już do wniosku, że z tych dwóch, to właśnie bez niego mogłaby się obejść. Przestała codziennie w drodze do pracy obracać głowę w stronę muru, dokładnie w tym miejscu, gdzie ktoś zupełnie bez sensu napisał jego imię...Chociaż właściwie przestała, bo miała urlop. No ale ileż można? Ile czasu trzeba nim wypalą się wszystkie sentymenty? Zamilkną echa uczuć?
A z drugiej strony, fascynująca jest siła intuicji, bo niby na jakiej podstawie Malcontenta cztery nic-dla-niej-nie-znaczące literki w opisie gg uważa, za coś niedobrego, godnego niepokoju i paniki? Chyba nigdy nie przestaną mnie zadziwiać te jej histeryczne napady paniki.

niedziela, 4 września 2011

Numer Sto Pięćdziesiątypiąty. Muzealny.

Wiedźma zwiedzała wczoraj pałac w Pszczynie. Zachłysnęła się barokowym przepychem, a różowe ściany pełne białej sztukaterii nieomal ją rozczuliły. Jednak mimo tego całego piękna i przepychu dziwnie było jej chodzić między w pełni umeblowanymi pokojami, łóżkami zasłanymi pościelą, w każdej chwili gotowymi przyjąć zmęczonego księcia czy księżniczkę. Dziwnie, bo w ogromnych kolorowych pomieszczeniach nie było życia. Wiedźma wchodząc po schodach chciała, by minęły ją pędzące biegiem jakieś nieduże książątka, a w sypialni, choć to zupełnie irracjonalne, ale miała cichutką nadzieję zastać jakąś wielką damę upinającą włosy przy toaletce. Jakoś tak, trudno było pogodzić przepyszne pokoje z współczesnymi, byle-jak-ubranymi ludźmi. Wiedźma przyznaje, że czuła się zupełnie nie na miejscu w dżinsach i trampkach, że może czułaby się lepiej depcząc miękkie dywany stopą obutą w odpowiednie pantofelki, koniecznie pod kolor przepysznej sukni, którą powinna mieć na sobie.
A w ogóle to, zwiedzanie w tej absurdalnej ciszy byłoby zupełnie nie do zniesienia, gdyby w głowie nie grał jej sam Mozart. Wiedźma doszła do wniosku, że w takich miejscach, zamiast ciszy powinna być serwowana gościom odpowiednia oprawa muzyczna stosowna do otoczenia. Bo przecież Sala Lustrzana aż prosiła się o pianistę, a  w parku na wyspie idealnie pasowałby kwartet smyczkowy.

piątek, 2 września 2011

Numer Sto Pięćdziesiątypiąty. Towarzyski.

To zadziwiające, myśli Malcontenta, że bardziej odpowiada jej towarzystwo znajomych niż przyjaciół. Trochę ją ta świadomość niepokoi, trochę przeraża, ale chyba najbardziej dziwi. Bo to dziwne, że poczuła się bardziej odprężona zrelaksowana, że lepiej się bawiła z koleżankami, a nie z przyjaciółkami, które prawdę powiedziawszy ostatnio irytują ją coraz bardziej, a może to sama siebie irytuje coraz bardziej.
Zadziwiające dla Malcontenty jest również to, że ludzie wracają, że dawno już spisane na straty znajomości odradzają się na nowo. Mocniejsze i głębsze, a może nawet prawdziwsze. Fascynujące jest to, że nasze losy splatają się ponownie, zupełnie pozbawione logiki, jak linie Browna.

czwartek, 1 września 2011

Numer Sto Pięćdziesiątyczwarty. Wyśniony.

Są takie sny, których nie sposób nigdzie przypisać. Nijak wyjaśnić i z niczym połączyć. Jakość obrazu jest piorunująca. Kolory ostre, że aż bolą, niespotykana głębia obrazu. Senne HD. Miejsca, w których z całą pewnością nie była nigdy Malcontenta, a tym bardziej Wiedźma. Leśne ścieżki, albo stare kamienne domy i figury potężnych aniołów. Drzewa tak zielone, że niemal niebieskie i niebo o niespotykanej czerwonej barwie.
Są też sny, w których Malcontenta spotyka tych, z którymi inaczej by się nie spotkała. Zerwane znajomości, spalone mosty...Postacie mówią swoimi prawdziwymi głosami, których normalnie nie można sobie przypomnieć.
Najgorsze są jednak te sny, z których nie można się obudzić. Trzeba się z nich wyplątywać jak z lepkiej pajęczyny. Później, wybudzone ze snu ciało jest rozedrgane. Jakby każda jego cząsteczka wibrowała osobno, w znanym tylko sobie rytmie.
A jednak Malcontenta chętnie poddałaby się znów tym torturom, żeby tylko znów jej się przyśnił.

środa, 31 sierpnia 2011

Numer Sto Pięćdziesiątytrzeci. Jesienny.

Jesień wita Wiedźmę chłodnawym zapachem, zimnem wkradającym się rano pod zbyt cienki sweter i szeleszczącymi pod oknem suchymi liśćmi kasztanowca.
Wiedźma nie czuje się gotowa na jej przyjęcie. Wcale jej nie chce. Może sobie zabrać kasztany, żołędzie i wszystkie, wszystkie liście, czy to żółte czy nawet czerwone,. Może sobie nawet wziąć jarzębinę i wrzos. Wiedźma sama się takim zeschniętym liściem czuje. Boi się, że Jesień zdmuchnie ją, przegoni, zakopie gdzieś pośród tysiąca innych, martwych, kruchych liści. Nie chce zimna, ciemności, deszczów i mgieł. Nie ma na nie sił.
Gdzieś, jakby poza samą wiedźmą wracają tęsknoty za zapomnianymi depresyjnymi kołysankami. Za Edgarem Alanem Poe i "Wichrowymi Wzgórzami", za pamiętnikiem Virginii Woolf, wszystkim tym co pachnie suchymi liśćmi, za jakąś nostalgią.

Pierwszy wrzesień przynosi dużo więcej refleksji, niż wszystkich świętych, ale nie ma w tych refleksjach nic dobrego ani budującego. Są wszystkie niedokończone i nieudane sprawy, niespełnione marzenia jak martwe motyle, jest chłodna pustka, szarość i nijakość, jakaś lepka wilgotna senność, która uniemożliwia wykonanie czegokolwiek. Jest chęć zapadnięcia w zimowy sen, rozwiania się w porannej mgle. Niejasne pragnienie ucieczki, gdzieś, gdzie wciąż świeci ciepłe słońce. Jest samotność, w której echem odbija się tykanie starego zegara. Kolejna trudna jesień do przetrwania.

poniedziałek, 15 sierpnia 2011

Numer Sto Pięćdziesiątydrugi. Sercowy?

Znalazłam sobie nowy awatar. Jakiś dziwnie znajomy. Niby nowy, a jakby był ze mną od dawna. Długo szukałam czegoś nowego, co by do mnie pasowało. A kiedy wreszcie przestałam szukać sam się znalazł. Kiedy ustawiałam go po kolei wszędzie przypomniało mi się że właściwie przypomina: stary wpis na starym blogu. Teraz mi z tym jakoś dziwnie.

niedziela, 31 lipca 2011

Numer Sto Pięćdziesiątypierwszy. Zza szyby.

Kiedy starsza pani zapukała w szybę Wiedźma w najlepsze zajadała tiramisu słuchając opowieści przyjaciółki. Podniosła głowę znad ciasta i zobaczyła niewinny dziecięcy uśmiech na twarzy starszej pani. O takich ludziach ładnie się mówi, że "dotkną ich anioł". Staruszka pomachała Wiedźmie, a później pogłaskała niewielką maskotkę pieska, którą trzymała w dłoni. Wiedźma spróbowała uśmiechnąć się równie ciepło, jak kobieta za szybą. Zastanowiła się również co by było, gdyby wyjęła ze swojej torebki pluszowego Pandorę, który w torebkach Wiedźmy pomieszkuje już od dłuższego czasu. Równocześnie przeszło jej przez myśl, że być może granica, która dzieli Wiedźmę, od tej drugiej obłąkanej, jest cieńsza niż szyba, która oddzielała je od siebie w rzeczywistości.

poniedziałek, 18 lipca 2011

sobota, 16 lipca 2011

Numer Sto Czterdziestydziewiąty. Stęskniony.

Malcontenta zaczyna tęsknić. Im mocniej tęskni tym większe przeświadczenie, że się odezwie. Tylko ona musi wystarczająco mocno chcieć. Wzywa go myślami i wierzy (tak, Malcontenta wierzy!), że się odezwie. Trzeba tylko odpowiednio dużo przetrwać. Ot, taka podskórna pewność, że nawet po najdłuższym dniu przychodzi noc. Wewnętrzny spokój i skupione oczekiwanie - apogeum naiwności cynicznie uśmiecha się Wiedźma. Ale nie mówi nic na głos - ona też czeka. Sama doskonale wie, że kiedy już ta chwila nadejdzie to zamiast się złościć, uderzyć w twarz i opierdolić uśmiechnie się tylko i powie że tęskniła.

niedziela, 10 lipca 2011

Numer Sto Czterdziestyósmy. Twórczy.

Wiedźma ma ochotę skopać tyłki wszystkim okolicznościom, które zmusiły ją do tego by zapomniała o tym ile radości sprawia jej tworzenie. Nieważne, że jej prace są raczej średnie- ani odkrywcze, ani rewelacyjne technicznie. Ot, przyzwoite. Ważne, że ich robienie sprawia radość. Pozwala się wyłączyć, skupić na czymś innym. Wiedźma ma nadzieję, ze drugi raz w życiu sama sobie tej przyjemności nie odbierze.

wtorek, 5 lipca 2011

Numer Sto Czterdziestysiódmy. Mokry.

Pada, od trzech czy czterech dni. Niemal jednostajnie i nieustępliwie. Żeby chronić się przed deszczem Malcontenta wyjęła z szafy pseudo-skórzaną kurtkę i martensy. W tym zestawie czuje się jak męska lesbijka. Na domiar złego deszcz skutecznie niszczy wszelkie próby cywilizacji wiedźmich włosów, wobec czego Malcontenta zmuszona jest zaczesywać je wszystkie gładko do tyłu, w jakieś kucyki czy mini-koczki, co umówmy się, nie dodaje jej uroku. Ale to nie wygląd jest największym utrapieniem Malconteny. Prawdziwą udręką jest wrażenie, że przemokła tak dogłębnie, że nawet duszę ma już wilgotną. Nic tylko czekać, aż zacznie gnić i butwieć a na koniec wyrosną na niej glony. Będzie je podlewać własnymi łzami, bo ma ich w ostatnich dniach, aż nadto. Każdy dzień zdaje się być gorszy od poprzedniego. W głowie huczą wykrzyczane doń słowa, przy każdym potrząśnięciu ranią jak żyletki. To nie to, że wyjątkowo okrutne. Najbardziej boli, że ich nadawcą była osoba, po której nigdy by się tego nie spodziewano. Pękła jakaś tama, przez którą wylało się morze łez. Ktoś przekroczył granice. Przyzwoitości, godności, dobrego smaku. Przez spuchnięte od łez oczy Malcontenta widzi wyraźniej jak mali się robimy, gdy okrutną prawdę ktoś wykrzyczy nam w twarz. Malcontenta widzi i nie chce działać w ten sposób. Nie godzi się na łamanie cudzej godności, poczucia bezpieczeństwa czy zwykłej naiwności w imię wypaczonego pojęcia człowieczeństwa. Doskonale rozumie, że człowieczeństwo to także ułomność, ale nie taka na skalę wynaturzenia.

poniedziałek, 27 czerwca 2011

Numer Sto Czterdziestyszósty. Ezoteryczny.

Wiedźmie nie wygodnie jest we własnym życiu. Szuka dróg a może ścieżek, szuka recept na udane życie. Zadaje idiotyczne pytania i czuje się jak dziecko. Nie wie. Nie rozumie. Ma nieznośne wrażenie, że za tą tapetą dnia powszedniego musi być coś jeszcze. Musi być ta ściana z cegieł, surowa namacalna ale prawdziwa. Realny sens tego wszystkiego. Coś co pozwoli zrozumieć, spojrzeć inaczej. Zatem Wiedźma czyta. Dużo czyta. Z częścią tekstów się absolutnie zgadza, w części odnajduje swoje przypuszczenia, ale są rzeczy dla Wiedźmy niepojęte. Nie mieszczące się w jej głowie ograniczonej własnymi stereotypami, kwestiami kulturowymi i wychowaniem. Nie wie czy kiedykolwiek się z tymi twierdzeniami zgodzi, czy je przyjmie, ale szuka i już same te poszukiwania wydają jej się czymś znaczącym.

niedziela, 26 czerwca 2011

Numer Sto Czterdziestypiąty. Wątpliwy.

"Czy te obrazy, gdzieś tam z tyłu głowy, tak wyraźne jak świeże wspomnienia, a przecież nigdy nie mające miejsca, to tylko wizualizacja moich pragnień, czy może jednak coś więcej, bo skoro nie przeszłość...to może...może przyszłość?" - czyli Wiedźmy marzenia o jasnowidzeniu i gdybanie nad tym, co by było gdyby i jak takie wizualizacje od "wizji przyszłości" w razie czego odróżnić?

środa, 22 czerwca 2011

Numer Sto Czterdziestyczwarty. "Gloria Victis!"

Święta Malcontenta od przegranych. Malcontenta zawsze wybiera stronę przegraną. Jeśli ogląda mecz to drużyna, której kibicuje zawsze przegrywa (tak, już wiecie dlaczego Polska zawsze przegrywa). Każdy zawodnik, którego typowała podczas gali sztuk walki zawsze pierwszy leżał na deskach. Podobnie sprawy się mają z ludźmi - trzyma stronę przegranego w konkurach o względy przyjaciółki, a na obiekty westchnień wybiera sobie zwichrowanych emocjonalnie świrów po przejściach. Może dlatego, że sama ma świadomość własnej przegranej. Gloria Victis!

wtorek, 21 czerwca 2011

Numer Sto Czterdziestytrzeci.Mieszany.

Wiedźma od trzech dni pęka z dumy, że tak jej się udało z prezentem trafić, dać tyle radości, w gust się wpasować. Równocześnie od trzech dni z niedowierzaniem potrząsa głową na samo wspomnienie swojego idiotycznego zachowania na uczelni. Zamiast wziąć, co dają, czyli trzy do indeksu i święty spokój, uniosła się swoją pseudo-dumą i pierdoloną ambicją i zdecydowała się czym prędzej poprawić błędy i niedociągnięcia w projekcie i przybycie do pana szanownego i zbyt wyrozumiałego wykładowcy w innym terminie. Bardzo brawo dla tej pani - można klaskać.

niedziela, 29 maja 2011

Numer Sto Czterdziestydrugi.

Gówno-prawda!-wrzeszczy Wiedźma i śmieje się gorzko. Oj głupia głupia ty! Jak w ogóle mogłaś myśleć, że nie czuć nic jest lepsze?! Skoro takie lepsze to dlaczego tak cię przeraża? Dlaczego tak bardzo się przed tym bronisz?! Wcale nie chcesz przestać,chcesz tylko żeby poukładało się po twojej myśli. Głupia...Skoro chcesz to czego się boisz. Skoro nie chcesz, po co to ciągniesz.

wtorek, 24 maja 2011

Numer Sto Czterdziestypierwszy. Kolejny.

Malcontenta choć nie mówi już o tym głośno, by nie zanudzać siebie i innych, to jednak wciąż się zastanawia jak zrealizować swoje złudzenia. Jak doprowadzić do ich konfrontacji z rzeczywistością, jak odwrócić bieg zdarzeń i naprawić błędy. Podobno można wszystko trzeba tylko chcieć. Malcontenta boi się chcieć, tak samo jak boi się pomylić, czy przyznać przed sobą, że to już nic nie znaczy. Albo znaczy, ale nic z tym nie można zrobić. Trzeba się z tego otrząsnąć, zostawić za sobą, ot, kolejne doświadczenie, i iść dalej, szukać czegoś nowego. Sama nie wie dlaczego upiera się przy starym, prawdopodobnie zupełnie nierzeczywistym i całkowicie irracjonalnym. Nie wie, dlaczego próbuje być ponad ludzkie omyłki, słabości - przecież, każdy może się pomylić, popełnić błąd. Każdy z wyjątkiem Malcontenty? Czy Malcontenta nie może przyznać się, że coś nic nie znaczyło? Czy do cholery zawsze wszędzie musi szukać znaczenia albo drugiego dna? Podłoża i przyczyny? Czy nic nie mogłoby być po prostu. Być i skończyć się. Czy już zawsze nieustanne kręcenie się w kółko? Przynajmniej póki nie znajdzie innego włosa do dzielenia na czworo...milionów.

poniedziałek, 16 maja 2011

Numer Sto Czterrdziesty. Telefoniczny-egoistyczny.

Zniesmaczona Wiedźma po raz kolejny przekonała się, że ludzie nie przestaną jej zaskakiwać. Wczoraj dowiedziała się, ze dzwoni się do przyjaciół, tylko po to, żeby się czymś pochwalić, albo żeby się wyżalić. Świetnie, bo Wiedźma do tej pory najczęściej dzwoniła po to, żeby po prostu kogoś usłyszeć, żeby dowiedzieć się co się dzieje u tego kogoś. Żeby sprawdzić, czy wszystko w porządku, jeśli ktoś nie odzywał się zbyt długo. A tu proszę, znów okazało się, że Wiedźma robi coś nie tak. Cóż, człowiek uczy się całe życie...

czwartek, 12 maja 2011

Numer Sto Trzydziestydziewiąty. Szczery do bólu.

Wiedźma zauważyła, że ludziom chcącym być szczerymi do bólu na ogół nie o szczerość chodzi a właśnie o ból. Nie tyle obchodzi ich, by "Ofiara" poznała Prawdę, co by owa Prawda "Ofiarę" zabolała, a przynajmniej dotknęła. Wiedźma postanowiła odrzucić taką formę "Szczerości do bólu" i ma nadzieję, że częściej zastanowi się po co chce komuś jakąś "Szczerą Prawdę" powiedzieć.

środa, 11 maja 2011

Numer Sto trzydziestyósmy. . . .

Uhhhh...- mruczy pod nosem Malcontenta, po raz kolejny próbuje się przełamać i spróbować zamknąć w słowach to, co do tej pory trzyma zamknięte w głowie. Może próbuje dlatego, że w głowie się jej nie mieści. Nie mieszczą się emocje i sprzeczne uczucia pojawiające się w niej na przemian. Malcontenta nie może się nadziwić, że jedna osobowość, jedna mała głowa, może w sobie tyle zmieścić. Tyle myśli, tyle przypuszczeń tyle uczuć, odczuć i emocji i to często zupełnie ze sobą sprzecznych. Zupełnie jakby Malcontenta  była kilkoma osobami na raz. W jednej chwili potrafi jednocześnie myśleć coś i za tą myśl się samobiczować. Znajdować rozwiązanie problemu i równocześnie je negować. Kochać i temu zaprzeczać.
I to nie to, że siebie nie akceptuję - myśli - to, to że nie wiem jak z sobą rozmawiać, jak postępować, żeby osiągnąć efekty. Bo jak ruszyć z miejsca, kiedy jedna część ciągnie w prawo, druga w lewo, a trzecia zrezygnowana stwierdza "pierdolić!" i na tym się kończy.

sobota, 9 kwietnia 2011

Numer Sto Trzydziestysiódmy.Wietrzny.

Od kilku dni wieje. Wieje silnie i przejmująco. Tak jakby się ktoś powiesił, jak mawiają niektórzy. Wiedźma w tym wietrze czuję się wyjątkowo dobrze. Wolna, lekka i silna. Pozwala by wiatr szarpał jej włosy, by wdzierał się pod płaszcz i ma ochotę śmiać się z głośno. Nuci pod nosem i faktycznie śmieje się gdy nikt nie patrzy.

piątek, 8 kwietnia 2011

Numer Sto Trzydziestyszósty. Kończący.

To się nie może skończyć, powtarza cały czas Malcontenta i wierzy w to. Właściwie, wierzyła do niedzieli, aż na zajęciach w szkole uświadomiono jej, a może raczej do niej dotarło. Że to się jak najbardziej może tak skończyć. Że to zupełnie prawdopodobne, że to się właśnie tak skończy. Bo takie jest już życie, że coś jest, a w chwilę później tego już nie ma. Tak po prostu. Bez powodu czy cienia logiki. A może właśnie w tym jest logika, że nie ma nic pewnego, że wszystko może wszystko. Że właśnie tak po prostu, nagle i bez patosu, że chwila, moment i...I koniec. Nie ma. Już po wszystkim.

środa, 30 marca 2011

Numer Sto Trzydziestypiąty.Kalkulacyjny.

Malcontenta dokonała w swej rozgorączkowanej głowie chłodnych kalkulacji, z których jasno wynika, że zdecydowanie za dużo czasu zabiera jej siedzenie w pracy, za mało czasu poświęca powinności w rodzaju szkoły, dbania o porządek itp. Nie podoba jej się konieczność powtarzania czynności, marnowania czasu na codzienne mycie podług, zmywanie naczyń, wycieranie kurzów. Malcontenta zdecydowanie za dużo myśli a za mało robi. Je za dużo paskudztw a za mało warzyw. Wydaje za dużo pieniędzy a za mało zarabia. Ma nieznośne wrażenie, że wszystkiego co powinna i co chce robić jest zdecydowanie za dużo, a czasu jest zdecydowanie za mało. Wszędzie panuje bałagan i nie wiadomo od czego zacząć by to uporządkować. A Malcontenta, rozlazła się niczym ameba i nie chce jej się nic z tym robić, pozwoliła sobie na za dużo, wymagała od siebie zbyt mało i teraz nie wiadomo co robić, żeby to wszystko jakoś ogarnąć.

środa, 23 marca 2011

Numer Sto Trzydziestyczwarty. I aganist I.

Tak naprawdę jestem swoim dokładnym przeciwieństwem - to co reprezentuję sobą na zewnątrz siebie, jest czymś zupełnie przeciwnym do tego, co mam w głowie, do tego kim jestem wewnątrz siebie, kim chcę być. - wyjaśniła Wiedźma swojemu odbiciu w lustrze.

czwartek, 3 marca 2011

Numer Sto Trzydziestytrzeci. Egzystencjalny.

-Kim ty chcesz być? - pytała siebie samą Malcontenta.  - Biczą, czy suczą jakąś? O to Ci chodzi? Tak, wiem mogłaś. Kiedyś. Teraz bliżej Ci do pensjonarki, spójrz na ten sweterek. Starą panną będziesz, jak nic. Nudną, zajmującą się ręcznymi robótkami. Będziesz szyć lalki dla dzieci swoich przyjaciółek. Obudź się dziewczyno! To jesteś Ty? Spójrz na siebie, spójrz na zegar. Czas ucieka. Przepuszczasz go przez palce stojąc w miejscu. Rusz się, bo kiedy się obudzisz może już być za późno.

niedziela, 13 lutego 2011

Numer Sto Trzydziestydrugi. Lekko masochistyczny.

Malcontenta na moment zatrzymała się pomiędzy lękiem przed bólem, a marzeniem otrzymania ostatecznego ciosu. Nie odpowiedziała sobie, czy lepiej żyć w błogiej niewiedzy, słodkiej nieświadomości, karmić się nieustającą nadzieją, czy raz na zawsze, tak ostatecznie, poznać Prawdę, wystarczająco twardą i niestrawną by zgładzić nadzieję. Zranić Malcontentę tak dalece, by wreszcie sobie wybiła z głowy, teraz i na wieki wieków. Amen.

poniedziałek, 31 stycznia 2011

Numer Sto Trzydziestypierwszy. Śnieżnobiały.

Malcontenta została zauroczona szronem, który dokładnie okleił wszystkie drzewa i płoty. Znów zrobiło się w jej świecie magicznie, odświętnie. Malcontenta nie mogła się powstrzymać i przy pierwszej lepszej okazji przyglądała się z bliska białej gałązce. Musiała sobie przypomnieć, jaką temperaturę, fakturę i konsystencję ma tai szron. Jaką grubą warstwą pokrywa powierzchnie, powstrzymała się jedynie żeby nie polizać, nie spróbować jaki smak ma szron. Zupełnie jak dziecko...

niedziela, 23 stycznia 2011

Numer Sto Trzydziesty. Niemyślący.

Myślenie nic nie daje. A skoro nie można działać, to trzeba też wyłączyć myślenie.
Nie myśleć, Nie czekać. Najlepiej zająć się innymi ważnymi sprawami. Tylko jak? - gada do siebie Malcontenta i z tych ważnych spraw do załatwienia wybiera czytanie książki.

piątek, 21 stycznia 2011

Numer Sto Dwudziestydziewiąty. Krzywy.

"Z tak metodycznego nieróbstwa nie mogło wyniknąć nic dobrego" powtarza pod nosem słowa Oliviery Malcontenta. Zawaliła (nie pierwszy raz w życiu, przecież). Nie chce się usprawiedliwiać, tłumaczyć. Spieprzyła sprawę ze szkołą i na własne życzenie będzie musiała to naprawić. Robi się jej niedobrze, na myśl jaki wstyd będzie ją palił, kiedy trzeba będzie stanąć twarzą w twarz z niektórymi, z ludźmi, których zawiodła. Nawaliła.
Trudno się mówi. Czasem żeby coś przeskoczyć, trzeba się wrócić, żeby wziąć rozbieg. Trzeba zacisnąć zęby i pasa i wreszcie ruszyć z miejsca.
Kolejne mocne postanowienie poprawy, które zapewne nie będzie zrealizowane jak powinno.

sobota, 15 stycznia 2011

Numer Sto Dwudziestyósmy. Ponoworoczny.

Bloga Malcontenty przeczytała niewłaściwa osoba w niewłaściwym czasie i właściwie...właściwie to Malcontenta nie bardzo wie o co jej chodzi, póki co mierzy się z gębą pensjonarki i skrupulatnie od 15 dni podsumowuje każdy dzień w tradycyjnym dzienniku.

sobota, 1 stycznia 2011

Numer Sto Dwudziestysiódmy. Dwatysiącejedenasty.

No to mamy Nowy Rok, myśli Wiedźma, można cały zeszłoroczny syf zamknąć na klucz w jakimś schowku. odgrodzić się od wszystkich zeszłorocznych niepowodzeń grubą krechą i zaczynać od nowa jak gdyby nigdy nic. Z lękiem spogląda na swój tegoroczny zestaw do planowania - dwa piękne kalendarze książkowe i cudowny zielony notes z kartkami z czerpanego papieru, boi się spisać noworoczne postanowienia i marzenia - nie wie które są które. Wie za to (nie od dziś z resztą), że tak dalej być nie może, że trzeba, do kurwy nędzy i chuja wacława trzeba wreszcie pewne sprawy załatwić. Zamknąć. Zaczął się kolejny rok i nie można go przepuścić przez palce, roztrwonić między myślami jak poprzedni.
Bogowie dodajcie mi sił! - myśli wiedźma i zabiera się za porządki w biurku.