czwartek, 20 października 2011

Numer Sto Siedemdziesiąty. Patrzący wstecz.

Wiedźma zatopiła się przedwczoraj w czytaniu starych wpisów na blogu. Zaskoczyło ją, jak wiele z tych notatek jest jej obcych, nowych, zaskakujących. Zupełnie jakby czytała bloga kogoś innego, kto tylko czasem, w niektórych miejscach się z nią zgadza.
Niesamowite ile rzeczy zapomniała, a ile wyparła z głowy, ilu się wyrzekła. Czytając niektóre zapiski czuła się zażenowana, inne mocno ją zdziwiły, ona tak myślała? Niemożliwe... A jednak. Wszystko zapisane. I nie można się już wypierać, że coś nigdy nic nie znaczyło. Skoro jest na blogu, znaczy, że Wiedźmę nurtowało i nie ma od tego odwołania, zaprzeczeń i wymówek. Było znaczyło i koniec.
Zdarzały się jednak fragmenty, choć może było ich tylko kilka, które się Wiedźmie strasznie podobały, z których jest nieśmiało dumna. I znów zdziwiona. To ja tak pisałam? Ja?! Przecież to jest dobre...
A najdziwniejsze jest, w kontekście wpisu "Dla M.", że na blogu znalazła wiersz. Wiersz, który jej się spodobał. Zgooglowała go od razu, żeby sprawdzić, kto jest jego autorem i kiedy przez dłuższą chwilę nie mogła nic znaleźć, uświadomiła sobie, że to ona go popełniła. I znów pojawiło się sławetne "Nigdy nie mów nigdy", podobnie jak całe lata temu bawiła się swoim rudym lokiem czytając swój stary wpis, w którym wyrazem największego szaleństwa była zmiana koloru włosów z blondu na rudy.
Nigdy, przenigdy nie mów nigdy Wiedźmo. Nigdy o tym nie zapominaj.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz