poniedziałek, 27 lipca 2009

Numer Sześdzieśiąty Pierwszy. Męski.

W dzisiejszych swoich wynurzeniach chciałam serdecznie pogratulować: błyskotliwości i wysokiego ilorazu inteligencji a przede wszystkim obycia i klasy, wszystkim osobnikom rodzaju męskiego, którzy:
a) obrzucają bardziej czy mniej wulgarnymi synonimami słowa "kurtyzana" kobiety, które nie chciały się z nimi kochać, umówić czy zwyczajnie urok i podryw tych panów na panie nie zadziałał,

b) nazywają dziwnymi lub nienormalnymi tudzież głupimi, kobiety które nie są zainteresowane spotkaniem z danym osobnikiem,

c) za obelgę uważają jedynie wulgaryzmy, natomiast słowa głupia, kłamliwa czy pusta nie są ich zdaniem obraźliwe dla kobiety,

d) uważają, że w dzisiejszym świecie dziewice to gatunek wymarły.

Serdecznie takim istotom gratuluję.

środa, 22 lipca 2009

Numer Sześćdziesiąty. Niespójny.

Znów za dużo myślę a za mało żyję, choć staram się żyć. Widywać znajomych urządzać pokój, robić rzeczy jak najbardziej realne to jakoś to wszystko, nie tak jak być powinno.
Nie potrafię nic zrobić ze swoim życiem, żyję wyimaginowanymi problemami zamiast martwić się tym co realne. Gryzie mnie to wszystko.

Przeczytałam o konkursie na opowiadanie, w klimacie który wydaje mi się, że świetnie czuję, brakuje mi tylko historii- wszystko co wymyślam jest tak mało logiczne i pozbawione sensu.

Jestem do niczego

poniedziałek, 20 lipca 2009

Numer pięćdziesiąty Dziewiąty. Wyśniony.

[Gdyby Paula z "Czarownicy" Cortazara mogła mi coś powiedzieć...]

Zmyśliłam cię.
Pośrodku niczego.

Z lepkiej mgły marzeń usnułam nam świat.
Wymarzyłam każdy mebel, obiad, gest.
Świat karmiony rytmicznym oddechem ciepłego snu.

Ściany z fatamorgany.
Namacalne. Jak białe ściany pokoju
w którym cię śnię,
oczami szeroko otwartymi
wpatrzona w niewidzialną już
pustkę.

niedziela, 19 lipca 2009

Numer Pięćdziesiąty Ósmy. Po przerwie.


Prawie miesiąc minął odkąd pisałam tu po raz ostatni. Miesiąc z którego trzy tygodnie zajął urlop i o którym zdążyłam już prawie zapomnieć, po tygodniu spędzonym w pracy.
Urlop bezproduktywny, spędzony z daleka od internetu i niemal wszystkich znajomych.
Odpoczynek, lekko zorganizowany, przerywany długimi spacerami, żeby na zielone patrzeć- bo to zdrowo, żeby rozejrzeć się co zmieniło się w miasteczku, przez te kilka lat mojej tam niebytności.
Wygrzewanie się w słońcu, zapach lata i lasu, smak lodów śmietankowo-porzeczkowych i pełnowartościowe ukąszenia lokalnych komarów, które zdążyłam już tak rozdrapać, że pewnie zostaną blizny.
No, i konkurs sikania po ciemku na starym lotnisku ;-), tego się nie da zapomnieć.

Teraz pora zabrać się do intensywnej pracy, zanim znów w snach pojawi się promotor i nieznośne wyrzuty sumienia na jawie.