poniedziałek, 24 października 2011

Numer Sto Siedemdziesiątydrugi. W dalszym ciągu oceniający.

Malcontentę po raz kolejny uderzyła własna ignorancja. Zamiłowanie do klasyfikacji i szuflad. Skarpetki do pierwszej z góry majtki do tej drugiej. Z bielizną tak można, owszem, ale z resztą? Ten człowiek jest dobry - do pierwszej szuflady z góry, ten jest zły, to do tej ostatniej. A co z tym co jest trochę dobry, a trochę zły? Tak jak z niektórymi ubraniami - nie są świeżo wyprane żeby wieszać je w szafie, a nie są też brudne i nie nadają się jeszcze do prania...
Malcontenta próbuje walczyć z nawykiem szufladkowania, metkowania ludzi, sztuki, uczuć i wszystkich innych spraw. Czasami jest za wcześnie, za mały ma dystans by spojrzeć na wszystko właściwie, a czasem znów jest za daleko by dojrzeć wszystkie szczegóły i niuanse. Nie ma sensu wprowadzać na siłę porządków i klasyfikacji, skoro w rzeczywistości i praktyce okazują się one płaskie albo iluzoryczne.
Po co stawiać te granice i przegródki? Skoro i tak niektóre sprawy przez nie przesiąkają, albo się prześlizgują. Tak trudno zaakceptować niezrozumiały dla niej porządek świata...

niedziela, 23 października 2011

Numer Sto Siedemdziesiątypierwszy. Problemowy.

Wiedźma od lat ma problem z ocenianiem. Po przeczytaniu książki czy wiersza, obejrzeniu filmu, zdjęcia czy obrazu nigdy nie wie według jakiego kryterium nazwać coś złym lub dobrym. Nie wie czy, żeby uznać, że coś było dobre wystarczy, że wzbudziło w niej emocje, że poruszyło ją. Pewnie powinien też liczyć się znak tych emocji. W przypadku książek, nie wie czy żeby uznać coś za dobre wystarczy fakt, że książka ją wciągnęła, chociaż miejscami Wiedźma czuła się tym wciągnięciem zażenowana. Czy coś możne uznać, za wartościowe dlatego, że budzi jej niepokój, każe myśleć, że burzy jej światopogląd.
Z tego powodu Wiedźma bardzo długo nie wiedziała jak zinterpretować emocje wobec "Melancholii", że jej się podobała doszła dopiero do wniosku stojąc w środku nocy na balkonie, kiedy w pierwszej chwili uśmiechnęła się do świecącej jasno na niebie gwiazdy. Po chwili poczuła nieokreślony lęk i zrozumiała, że przez ten film wie już, że piękny widok nieba może być niebezpieczny. Spodobała jej się ta nowa świadomość, to spojrzenie z innej strony. Inaczej też patrzy Wiedźma na Argesa, po przeczytaniu "Wiedźmy i Wilka" Jarosława Grzędowicza. Przestała patrzeć na psa jako na własność, maskotkę, a zaczęła się zastanawiać czy kudłacz jest szczęśliwy, czy ma dość swobody, czy w tej wiedźmiej do niego miłości nie czuje się jak w klatce.
Chyba właśnie dlatego oceny Wiedźmy są bardzo subiektywne i często znacznie odbiegają od opini powszechnych.

czwartek, 20 października 2011

Numer Sto Siedemdziesiąty. Patrzący wstecz.

Wiedźma zatopiła się przedwczoraj w czytaniu starych wpisów na blogu. Zaskoczyło ją, jak wiele z tych notatek jest jej obcych, nowych, zaskakujących. Zupełnie jakby czytała bloga kogoś innego, kto tylko czasem, w niektórych miejscach się z nią zgadza.
Niesamowite ile rzeczy zapomniała, a ile wyparła z głowy, ilu się wyrzekła. Czytając niektóre zapiski czuła się zażenowana, inne mocno ją zdziwiły, ona tak myślała? Niemożliwe... A jednak. Wszystko zapisane. I nie można się już wypierać, że coś nigdy nic nie znaczyło. Skoro jest na blogu, znaczy, że Wiedźmę nurtowało i nie ma od tego odwołania, zaprzeczeń i wymówek. Było znaczyło i koniec.
Zdarzały się jednak fragmenty, choć może było ich tylko kilka, które się Wiedźmie strasznie podobały, z których jest nieśmiało dumna. I znów zdziwiona. To ja tak pisałam? Ja?! Przecież to jest dobre...
A najdziwniejsze jest, w kontekście wpisu "Dla M.", że na blogu znalazła wiersz. Wiersz, który jej się spodobał. Zgooglowała go od razu, żeby sprawdzić, kto jest jego autorem i kiedy przez dłuższą chwilę nie mogła nic znaleźć, uświadomiła sobie, że to ona go popełniła. I znów pojawiło się sławetne "Nigdy nie mów nigdy", podobnie jak całe lata temu bawiła się swoim rudym lokiem czytając swój stary wpis, w którym wyrazem największego szaleństwa była zmiana koloru włosów z blondu na rudy.
Nigdy, przenigdy nie mów nigdy Wiedźmo. Nigdy o tym nie zapominaj.

wtorek, 18 października 2011

Numer Sto Sześćdziesiątydziewiąty, Porządkowy.

To zadziwiające z jaką łatwością można się pozbyć kogoś ze swojego życia. Jak łatwo jest zakończyć kilkuletnią znajomość. Pstryk i już cię nie ma. "Goodbye I don't love You anymore", jak mówiła Natalie Portman w "Closer". Po prostu wyrzucasz na śmietnik całą tę znajomość i wszystkie z nią związane wspomnienia i właściwie mimo lekkiego ukłucia żalu jest ci lżej. Tak sobie myśli Wiedźma, by po chwili zastanowić się, czy aby na pewno nie będzie żałować.
To zadziwiające, jak przez lata zmieniają się nasze poglądy o drugim człowieku, jak jego osądy na nasz temat się zmieniają. Niezauważalnie obracają się o 180 stopni i zanim się w tym połapiemy, jest już za późno na ratunek. Nie ma już co zbierać. Można co najwyżej spakować wszystko do czarnego worka i wynieść na śmietnik, albo rytualnie spalić. Czasami jednak wystarczy kilka kliknięć w komputerze.
Owszem, myśli Wiedźma, teoretycznie można by po takim zakończeniu zacząć od początku. Ale czy byśmy potrafili? Spojrzeć na siebie jak na nieznanych nam ludzi. Niby jesteśmy sobie obcy, ale za dobrze wiemy gdzie uderzyć, żeby bolało. Za dużo w nas urazy. Smutne to, myśli Wiedźma, ale z niektórymi sprawami nie można nic zrobić. Trzeba przez nie przebrnąć. Albo zostawić samym sobie. Ułożą się, albo stracą znaczenie. Wiedźma nie przekreśla nic nowego, ale definitywnie żegna się ze starym, dziękując za to co dobre i chcąc zapomnieć o wszystkim co złe.

piątek, 14 października 2011

Numer Sto Sześćdziesiątysósmy. Dla M.

Wiedźma ma tylko nadzieję, że to karkołomne zadanie nie skończy się dla niej jak ostatnie pisanie "na zamówienie". Wierszydło, które wtedy stworzyła trzyma do dziś w najodleglejszym, najciemniejszym kącie biurka, by w razie potrzeby przypomnieć sobie, dlaczego nie pisuje poezji.

Znacznie prościej byłoby Wiedźmie pisać, gdyby sama wiedziała co czuje, a nie tylko jej się wydawało. Znacznie prościej byłoby, gdyby jej uczucia, odczucia, przeczucia, przypuszczenia i marzenia nie były umieszczone w jakimś rodzaju kalejdoskopu. który przy najdrobniejszym poruszeniu zmienia całe wzory.
Chociaż, właściwie te wzory, mimo, że za każdym razem inne, to cały czas zbudowane są z tych samych szkiełek.
"Jesteś moim niepokojem" mogłaby najkrócej powiedzieć. Bo w tym niepokoju zawiera się wszystko. Od ciekawości, fascynacji i zaintrygowania, które pojawiły się na samym początku, przez wszystkie sympatie, zadurzenia, niecierpliwości i irytacje. Szkiełka we wszystkich kolorach - zielone nadzieje, wyobrażenia i marzenia, niebieskie smutki i tęsknoty, fioletowe irytacje i złości, czerwone sympatie i pożądania, żółte zazdrości i najwięcej bezbarwnych czy szarych - niepewności i wątpliwości.

Tak jak w kalejdoskopie, w jednej chwili Wiedźma marzy o tym, by ją przytulił, a w następnej ma ochotę wykrzyczeć by "walił się na ryj" i " wypierdalał na księżyc". Z jednej strony potwornie chciałaby się z nim spotkać, z drugiej myśli, że lepiej tej fascynacji nie kalać spełnieniem. Że po co, że to byłoby tylko rozczarowanie dla niego, albo co gorsza, dla niej. A jednak wciąż nie może...Ba! Nie chce go sobie wybijać z głowy. Katuje się jakimiś okropnymi dla niej scenami, albo sama siebie wyśmiewa. Jest tym niepokojem trochę już znużona. Ma nieznośne wrażenie, że kręci się w kółko. Że wszystko już na tym etapie zostało powiedziane. Że trzeba zdecydować - albo pójść krok do przodu, albo skręcić zupełnie gdzie indziej i zapomnieć.  Ale właściwie dalej obstaje przy tym, żeby jednak to wszystko zweryfikować.  Skończyć albo zacząć. A z kolei na myśl o zaczynaniu od razu jej się wszystkiego odechciewa. Odechciewa się na samą myśl o własnej nieporadności, o tych wszystkich pomyłkach, błędach, które do tej pory popełniła. Wszystkie te etapy do przejścia, konwenanse do przerobienia, formułki do wypowiedzenia. Zupełnie jakby nie można było stwierdzić, że jest dobrze i w tym trwać, albo stwierdzić, że to nie to, przeprosić i iść dalej...
I tak naprawdę to Wiedźma sama nie wie, czy bardziej chodzi jej o osobę ( o której, tak na prawdę nic nie wie, a tylko domniemuje, wyobraża sobie) czy o uczucia, które w niej budzi...Więc Wiedźma się nie upiera - nie jest sama siebie pewna, więc nie chce niepotrzebnie zawracać głowy, robić nadziei...
Chyba najbliższe temu wszystkiemu, jest stwierdzenie, że Wiedźma jest bardzo ciekawa. Jak się rusza, jak mówi, jakie robi miny i jak pachnie. Tak, najzwyczajniej w świecie, bez zobowiązań, bez nacisków, tak po prostu.
I doskonale zdaje sobie sprawę, że to niemożliwe.

Cóż...Drogi M. nie wiem czy jesteś usatysfakcjonowany, ale się starała i była szczera na tyle na ile pozwalała jej autocenzura.

poniedziałek, 10 października 2011

Numer Sto Sześćdziesiątyszósty. Rozdrażniony i ignorancki.

Wiedźma jest ostatnio w iście piekielnym nastroju. Żmijowate komentarze, które wygłasza wstrząsają nawet nią samą. Jej język jest cięty jak dawno nie był, a uwagi celne i porażające bolesną trafnością. Ale nie to przeraża Wiedźmę, nie jej bezczelność a jej ignorancja. Bo dostrzegając kolejne wady ludzi w okół, zaczyna się mocniej zastanawiać nad samą sobą i własnymi ułomnościami. Coraz wyraźniej widzi, jakie błędy popełniła, boi się, że popełnia nadal i nie wie jak to zweryfikować. Nie potrafi spojrzeć na siebie z boku, zdystansować się. Strasznie ją ta świadomość własnej małości drażni.

wtorek, 4 października 2011

Numer Sto Sześćdziesiątypiąty, Krwawy.

Malcontenta otwarcie przyznaje, że jest tchórzem. Przyznaje również, że robi jej się słabo na widok krwi. Co prawda niewiele tej krwi w życiu do tej pory widziała, ale to wystarczyło, by o słabnięciu się przekonać. O tym, że krew jest lepka wiedziała tylko z książek i tylko z książek znała jej zapach. Jednak wszystko do czasu. Od środy Wiedźma wie już, jak krew klei się do palców. Doskonale zna już jej zapach, zarówno tej świeżej, jak i tej na zaschniętych bandażach. Wie też, jak ten zapach gdzieś podskórnie i podświadomie każe uciekać, jaki nerwowy nastrój wprowadza, jak niepokoi. Przede wszystkim jednak Malcontenta przekonała się, że jeśli sytuacja ją do tego zmusi, zaciśnie zęby i opatrzy krwawiącą ranę. Że nie odwróci wzroku jeśli będzie musiała się ranie przyjrzeć. I chociaż później będą jej się przez pół dnia trzęsły ręce, to zrobi, co trzeba.
Pociesza ją ta nowa wiedza o sobie. Ale jeszcze bardziej cieszy się, że zraniona psia łapa ładnie się goi. Że można już dziś było wyjść na krótki spacer, a za kilka dni będzie można iść trochę dalej.

poniedziałek, 3 października 2011

Numer Sto Sześćdziesiątyczwart. Rdzaworudy.

Powszechnie wiadomo, że późne lato czy może pierwsza faza jesieni mają dla Wiedźmy niemal mityczne znaczenie. W tym roku nawet moda oddaje Jesieni należną jej cześć, w sklepach pełno jest ubrań w kolorach jesiennych liści - musztardach, brązach, rudościach. Wiedźma na ogół wierna swoim szarościom i czerniom oraz okazjonalnym turkusom, spontanicznie kupiła kilka łaszków w różnych odcieniach rudości i...prawdę mówiąc czuje się, jak sama jej wysokość, Jesień. Nieskromnie przyznaje, że jej do twarzy, dobrze jej z tym. To zadziwiające że wciąga na siebie rdzawą bluzkę i od razu ma pewniejszy krok i głowę trzyma wyżej. To nawet zabawne - Wiedźma przebrana za Panią Jesień.