poniedziałek, 7 czerwca 2010

Numer Sto piąty. Wielkie Nadzieje.

To dość zabawne, że Malcontentę, która szczerze nienawidzi tej Kurwy w Zielonej Sukience prześladują Wielkie Nadzieje. Zaczęło się chyba od jednego z niewielu blogów, które Malcontenta czyta regularnie, później Wielkie Nadzieje obudziły się wewnątrz, a na koniec, żeby dolać oliwy do ognia, Wielkie Nadzieje objawiły się w książce, która porwała Wiedźmę bez reszty. A jako wisienka na torcie - w winampie Foundation Hope. To chyba najwyższa  pora zabrać się za książkę Dickensa.

sobota, 5 czerwca 2010

Numer Sto czwarty. Otwarty.

Otwarte na oścież okno. Za oknem cudowne fioletowe irysy. Na biurku truskawki z bitą śmietaną, wokół lekki bałagan. Początek lata. Pierwszy od zbyt dawna słoneczny dzień.

Wiedźma siadała przed laptopem, nie dlatego, że chciała pisać. Czytać chciała. Zamknąć czy otworzyć na oścież sprawę, która budzi ją niemalże codziennie około trzeciej w nocy i nie daje spać.
Niepokój niepewność.
Nie.
Nadzieja. Z nią spokój i wielka ufność.
Że jeszcze nic się nie stało. Nic nie jest stracone. Że, że, że.
Całe ich morze. Że może. Może wreszcie. Że może. Może Wiedźma może.
Dobry Boże nie pomoże, on nie pomaga takim jak Wiedźma.
A Wiedźma chyba nie życzy sobie jego pomocy. Wiedźma jest Zosia-Samosia, co wie wszystko sama najlepiej, Najlepiej wszystko sama załatwi. Stop.
Odbija się od ściany, od muru nie do przebicia. Stop.
Trzeba poczekać.
Akcja reakcja. Mój ruch, teraz Twój.
No dalej zrób coś. Cokolwiek. Tylko zrób.
Wóz albo przewóz. Szach-mat. Szast-prast i po sprawie.
Tylko zrób. Zanim czas się skończy.
Zanim przestanę czekać. Ufać.