piątek, 12 marca 2010

Numer Dziewięćdziesiąty Szósty. Niewiedzący.

Panna Malcontenta w dzisiejszym wpisie będzie gloryfikować niewiedzę. Albo raczej po prostu powie, zupełnie zresztą szczerze, że od tygodni nic nie sprawiło jej większej radości niż niewiedza. Bo panna Malcontenta w zeszły piątek pakowała się na wyjazd, który w znacznym stopniu był niewiadomą. Nie wiedziała czy jedzie wyłącznie do Wrocławia, czy też poniesie ją do Milicza, a jeśli tak, to kiedy i ile tam zostanie, a jeśli już zostanie, to jak będzie wracać, czym, kiedy o której. No i wynikające z tego dylematy - ile par majtek i skarpetek z sobą zabrać, jakie ubrania, czy brać drugie buty. A jeszcze piękniejsze było, że nawet jak już sobie poskładała, że jednak Milicz, jednak w poniedziałek, i że pekaesem to i tak wyszło inaczej niż planowała. I tak jej lekko z tym było i łatwo. Nie wiedzieć, nie planować. Wyjść do sklepu i zamiast tego iść na spacer.

Na deser, na sam koniec podróży Panna Malcontenta sama sobie zafundowała najbardziej niespodziewaną wycieczkę, wsiadając w tramwaj który zamiast zawieźć ją do domu wywiódł ją w pole i to dosłownie. Ciemno zimno do domu daleko, w ręce ciąży podróżna torba, w telefonie zniecierpliwiona matka pyta kiedy Malcontenta będzie w domu. A ona nawet nie wie gdzie jest. Przystanki tramwajowe tylko z jednej strony torów, więc Panna Malcontenta mrucząc pod nosem "maszeruj albo giń!" drałowała w błocie do najbliższego przystanku w stronę centrum. Na szczęście po tym incydencie do domu dotarła już bez problemów, zastanawiając się tylko mocno, dlaczego za pierwszym razem gdy patrzyła na rozkład jazdy nie było na nim zaznaczonego tramwaju, który wywiódł ją w pole.

1 komentarz:

  1. to się chyba nazywa spontaniczność.. gratuluje, niewiele osób na to się odważa.

    OdpowiedzUsuń