Bo może nie wiesz, Drogi Czytelniku, ale ta wiedźma, która się tu pseudo-literacko wyżywa istnieje tylko po zmroku, w świecie stworzonym z ciemności nocy, pomarańczowych słońc ulicznych latarni i tego co aktualnie gra jej w słuchawkach.
Samotnie spaceruje po pustych ulicach miasta podziwiając malunki rozświetlonych okien w budynkach. Kontempluje codziennie z niesłabnącą fascynacją spowitą turkusowym światłem wierzę kościoła. Uśmiecha się do uśpionych jeszcze drzew i udaje, sama przed sobą, że nie boi się nic a nic, mijających ją zakapturzonych postawnych przechodniów i widzianych w oddali przygarbionych starców w czarnych płaszczach.
Wiedźma jest chwilą, w której drogę przebiega jej czarny kot i wspomnieniem przywołanym przez jakąś piosenkę, którą akurat słychać w słuchawkach. Jest próbą okiełznania jedną ręką burzy niesfornych włosów i stukaniem jej butów na pustej ulicy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz