Wiedźma nie ośmieli się nigdy powiedzieć, że lubi poezję. Poza tymi wierszami, które czytała w liceum na lekcjach polskiego, niewiele jest poezji po którą Wiedźma sięgnęła. Owszem, lubi Wojaczka. Przeczytała niemal wszystkie jego wiersze. Niektóre zna nawet na pamięć. Nie przypomina sobie jednak, by z własnej nieprzymuszonej woli sięgnęła po Szymborską. To, co przeczytała w szkole, wystarczyło jej, by stwierdzić, że Szymborska była królową słów, mistrzynią, która w kunsztowny sposób panowała nad słowami. To, w jaki sposób składała zdania, wiersze, jest niemal dla Wiedźmy bolesne. To zazdrość boli. Wiedźma szczerze zazdrości tego kunsztu. Staranności i precyzji. Przy wierszach Szymborskiej, własny język wydaje jej się plugawy, parszywy i brudny. Jak gwara średniowiecznych wieśniaków. Za dużo w nim słów, a za mało Słów. Jest miałki i rozlazły. Zawierający dużo słów, a przekazujący mało informacji. Czcza paplanina.
W równym stopniu co słowna wirtuozeria, Wiedźmę poraża doskonały zmysł obserwatorski Szymborskiej. To, jak pięknie pisze o cebuli i jak trafnie opisuje kondukt żałobny. Boże, jak Wiedźma chciałaby być tak bystra i przenikliwa, a do tego w równym stopniu ciekawa świata. Pozbawiona ignorancji dla rzeczy najprostszych i najbardziej przyziemnych. Na tyle elastyczna, by wciąż pytać, sprawdzać i zastanawiać się. Obserwować, nie przywiązując wagi do raz wydanej opinii czy wyciągniętego wniosku.
Żal Wiedźmie, że coraz mniej takich ludzi na świecie. Żal, że zniknął kolejny ideał niedosięgnięty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz