Ciekawe, że życie może stać się po prostu zgodą (...). Zgodą, by się nie godzić na nic, by odchodzić przed przybyciem, zabijać, póki coś jeszcze nie jest w stanie mnie zabić.
niedziela, 10 października 2010
Numer Sto Piętnasty. Nieswój.
Wiedźma autentycznie boi się wziąć głębszy oddech. Boi się powiedzieć na głos, nawet wyszeptać, boi się pomyśleć. Wie, że zaraz się rozsypie. Zmieni się w pył, który rozdmucha wiatr. W sumie, jaka to różnica, można by zapytać. Przecież wegetacji jaką od lat prowadzi Wiedźma nie można nazwać życiem, więc, skoro Wiedźma nie zamierza/nie potrafi/nie umie/nie chce jej się nic z tym zrobić, to po co? Po co się rzucać? Wszystko co było dla niej ważne, nagle straciło sens, wydało się jakieś dziecinne i takie odległe, jak rysunki z przedszkola. I jakoś tak jej źle, że poczuła się taka pusta w środku, że poczuła się nagle strasznie samotna, zupełnie do siebie niepodobna. Przeraziło ją, że skoro się otrząsnęła, to teraz trzeba coś z tym zrobić, czymś siebie wypełnić. Wstać, iść tylko dokąd, tylko po co? A już najbardziej na świecie boi się tego, że skoro zdecydowała się na ściągnięcie masek i manifestację swojej słabości, to po pierwsze nie ma w okół nikogo, kto może ją podtrzymać, a po drugie, że ktoś zaraz wykorzysta to przeciw niej. Tylko, że przecież do bólu można się przyzwyczaić...I doskonale wie, że nie powinna publikować tego posta.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz