Wiedźma zapomniała już jaką potęgą jest Jesień. Jednak Pani Złotych Liści objawiła się dziś swojej wrześniowej córce z charakterystycznym jej epickim rozmachem.
Styrana po pracy Wiedźma, w kapturze naciągniętym na oczy i dłońmi wbitymi głęboko w kieszenie, skręciła właśnie w doskonale znaną sobie ulicę, gdy zaskoczyła ją cudowna emanacja Jesieni. Mieszanina magii, mgły, rozproszonych miedzianych świateł ulicznych latarni i złotych liści. Wiedźma z oczami błyszczącymi ze zdziwienia przyglądała się tonącej we mgle ulicy, która nagle zaczęła wyglądać jak gościniec prowadzący do dawno zapomnianego świata. Kościelnym wieżom, wyglądającym jak duchy samych siebie spowitym we mgle. Liściom skrzącym się w pomarańczowych światłach i tym żółtym, które tak przyjemnie szeleściły pod nogami. Przeraziło ją swoją brutalnością, niemal już martwe, wielkie czarne drzewo, które jakoś nigdy wcześniej nie zwracało jej uwagi.
Wystarczyło jednak skręcić w kolejną ulicę, by magiczne miedziane światło i cała jego średniowieczna magia zniknęło za plecami. Została tylko szara mgła i ciemne martwe drzewa na tle ogromnej budowli starej szkoły. Wiedźma wzdrygnęła się i poczuła jak w horrorze z lat dwudziestych czy trzydziestych. Czekała tylko, aż usłyszy za sobą kroki. Przyspieszyła kroku, chyląc czoła przed zdolnością Złotej Pani do tak szybkich zmian nastroju.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz