wtorek, 21 kwietnia 2009

Numer Czterdziesty Pierwszy. Wieczorny.

To może nawet nie jest ryzykanctwo, to chyba raczej głupota naiwność, czy moje hmmm... brakuje mi słowa. Ale oczywiście zamiast dać się odwieźć, jak normalna szanująca się kobieta, bo późny wieczór, bo takie czasy a dzielnica nieciekawa, , postanowiłam wracać do domu piechotą, nawet nie autobusem tylko piechotą. Ciepły wieczór, puste ulice. Ślepe okna pustostanów i odrapane tynki. Przyglądałam się ginącemu, śpiącemu miastu ze słuchawkami na uszach i muszę Ci powiedzieć, że w takiej "scenerii" "Kołysanka Powieszonego" brzmi obłędnie. Zwłaszcza pierwsze takty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz