poniedziałek, 2 stycznia 2012

Numer Sto Dziewięćdziesiąty. Będący konsekwencją noworocznych postanowień.

Od kilku lat jednym z marzeń Wiedźmy jest prowadzenie regularnego dziennika a la Virginia Woolf czy Sylvia Plath. W zeszłym roku nawet się o taką próbę pokusiła. Skoro dziwnym zbiegiem okoliczności dostała nadprogramowy terminarz postanowiła w nim prowadzić dziennik. Puste linijki pod datą miały motywować ją do pisania. Niestety wywoływały efekt odwrotny do zamierzonego i ilość czystych stron przerosła Wiedźmę, podobnie ilość jej narzekań i ograniczona ilość miejsca na opis dnia. Niby dostała na urodziny notes, do którego mogłaby się z tym dziennikiem przenieść, tyle że postanowienie upadło. Odrodziło się w nowym roku, w postaci nieśmiałej chęci. Tyle, że Wiedźma nie potrafi być z sobą aż tak szczera. Przerasta ją pensjonarska forma i wizja siebie jako romantycznego dziewczęcia piszącego dziennik późną nocą i chowająca go pod materac łóżka. Kpina! Już lepiej chyba pozostać przy blogu. Co prawda nie pozwala on na całkowity emocjonalny i mentalny ekshibicjonizm, ale pozwala wyrzucić z siebie co najgorsze, zapisać co w danej chwili wydaje się mieć znaczenie. Przy tym wszystkim nie jest tak sentymentalny jak tradycyjny pamiętnik.

2 komentarze:

  1. ostatnio z racji bardziej regularnego trybu życia na nowym miejscu powróciłam do czytania książek kiedyś zaczętych, pożądanych... odłożonych na czas kiedy się ten czas znajdzie. Sylwia Plath od lat spoglądająca z półki w końcu zajęła miejsce na stoliku przy łóżku umilając ostatnie dwa popołudnia - jeżeli Wiedźma myśli, że pisała regularniej to się myli. Poza tym czym że zawinił sentymentalny romantyzm starych pamiętników? Czasem i tak być musi. pozdrawiam ciepło

    OdpowiedzUsuń
  2. Otóż sentymentalna forma pensjonarki Wiedźmę przerasta. Nic więcej.

    OdpowiedzUsuń