niedziela, 1 marca 2009

Numer Dwudziesty Ósmy.

Teraz za oknem jest tak, jak w moich wyobrażeniach o Piekle. Na chodnikach zalegają resztki brudnego śniegu i szarego lodu. Wszystko dookoła jest szare i zimne. Łososiowe Noce nie pozwalają spać. Czekam tylko, aż zacznie padać deszcz, który wypłucze ze mnie wszystkie resztki dobrych myśli i ciepłych wspomnień.
A teraz, wyobraź sobie, że pewnego wieczoru, zupełnie nic-nie -znaczącego, wieczoru, jak-tyle-innych-przedtem, siedzisz z przyjaciółką, a ona co zdanie mówi coś o Tobie, zupełnie nie świadomie, mówiąc ogólniki trafia w samo sedno. Wieszczy. Wieszczy sama o tym nie wiedząc.

Wyobraź sobie, że siedząc przy herbacie głowa zaczyna Cię boleć tak, jakbyś zaczynał trzeźwieć po przynajmniej ośmiu piwach, przy czym Twoją górną granicą jest pięć piw w wieczór.

Wyobraź sobie, że przeglądając zupełnie nieświadomie jakieś fotoblogi obcych ludzi, na zdjęciach znajdujesz miejsce ze swojego koszmaru. Wiesz, pamiętasz, że dokładnie TO Ci się śniło. Dowiadujesz się, że to miejsce jest w Twoim mieście, wiesz, że nigdy, NIGDY TAM nie byłeś.

"Sen jest RZECZYWISTOŚCIĄ, Przesada początkiem INWENCJI" pisał wujek Cortazar, a ja przed obłędem pakuję się w Królestwo Czarnego Słońca (w głośnikach Black Sun Empire "Cruel And Unusual".)


Co do poprzednich notek, powiem tylko jedno "It NEVER happend to us".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz