Padało dziś. Po raz pierwszy tej wiosny. Niekoniecznie ciepły, ale wiosenny deszcz zmył z miasta kurz, powinien był też zmyć z ludzi resztki zimowego marazmu i otępienia. Zwłaszcza ze mnie. A on mi tylko włosy w bardziej niesforne loki skręcił, resztki makijażu rozmazał. Bo ja, cała ja, zamiast z rezygnować ze spaceru bez parasola, skoro tylko zaczęło mocniej niebo płakać, ja postanowiłam iść dalej, bo przecież pewnie zaraz przejdzie, bo deszcz tak pięknie pachnie. Do domu wróciłam, o ja głupia, jak mokra kura, ale wyjątkowo z siebie zadowolona.
Dyskretnym milczeniem spowiję fakt, że w ramach spaceru musiałam odwiedzić pracę, żeby zanieść klucze, które zapomniałam zostawić Kasi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz