Żyję gdzieś obok siebie, życiem podskórnym, głęboko wewnętrznym. Myślowo-utajonym. Gubię się w prozie życia, w drodze z kuchni do pokoju. Zapominam wrzucić do torebki potrzebnych papierów, czy drugiego śniadania, nie pamiętam co miałam zrobić i najgorsze, że jestem tego zupełnie nieświadoma. Jeszcze trochę a pewnie wpadnę pod samochód albo spotka mnie równie prozaiczno-idiotyczna śmierć, której pewnie w obecnym stanie ducha nie zauważę od razu.
Interesuję się za to rzeczami zupełnie do-niczego -w-życiu -nieprzydatnymi, intensywnie obserwuję, słucham, czytam, wchłaniam otaczającą rzeczywistość, a w myślach kreuję świat alternatywny.
Kraków cudny- słoneczny, tętniący życiem, delikatnie w jego pęd popychający. Z mieszanką ludzi i języków, stylów ubrań, sposobów bycia. Z obrazami Jacka Malczewskiego, mojego ulubionego. Kraków pachnący bzem i kasztanami. Z tak przeze mnie ubóstwianymi leniwymi śniadaniami w piżamie i wolnością grzania twarzy w słońcu leżąc na trawie. Taki, normalny. Tak, jak powinno być codziennie, a nie od święta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz