Tak, przyznaję się do tego, mimo iż jest mi cholernie wstyd. Zapomniałam o urodzinach ojca. Wychodziłam rano z domu mówiąc mu "cześć" i nawet przez myśl mi nie przeszło, że jest dziś jego święto. Ocknęłam się dopiero w pracy pisząc jakieś bzdurne wyjaśnienie. Ale to akurat mało istotne.
Istotne jest to, jak bardzo oddaliliśmy się od siebie przez te dwadzieścia lat. Bo przecież zanim poszłam do przedszkola to ojciec był ze mną w domu, a nie mama i z nutka rozrzewnienia wciąż wspominam te czasy: jak robił nam do jedzenia szaszłyki czy nagrywał się ze mną na kasety magnetofonowe.
Uderzyło mnie to, że mój ojciec w swoje urodziny, siedział sam w pokoju gapiąc się w ten swój ogromny telewizor. Nie świętował, czy może my nie świętowaliśmy. Nie było gości nie było ciasta czy uroczystego obiadu. Uzmysłowiłam sobie, że tak na prawdę Go nie znam, nie wiem o czym myśli, jaki jest tak na prawdę w środku, bo nasze kurtuazyjne rozmowy przy obiedzie dalekie są od mówienia o tym co mamy w głowach. On też mnie nie zna. Jesteśmy gdzieś obok siebie, nie wiedząc czy lubimy swoją samotność i czy czujemy się samotni i nawet gdy siadamy obok siebie to myślami jesteśmy od siebie dalej niż obcy ludzie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz