czwartek, 29 stycznia 2009

Numer Dwudziesty Pierwszy.

Przecież nie mogę cały czas marudzić.
Chociaż wszyscy już wiemy że moja sytuacja na studiach nie wygląda najlepiej- znów mało mnie w szkole było, znów nie mam projektów, znów wszystko będzie na ostatnią chwilę, na odpierdol, to przecież nie można z tego powodu załamywać rąk. Trzeba się wziąć w garść i do roboty! (Napisała Malcontenta na blogu zamiast czytać notatki do referatu).

Podobno ważne jest, żeby każdego dnia nauczyć się czegoś nowego. Ja dziś nauczyłam się bardzo wiele. Dowiedziałam się jak rozmnażają się gupiki, że samczyk tej rasy ma haczykowatego penisa. Wiem już też, że samiec gołębia ma jajowody a nie ma penisa i tak naprawdę to nie wiem czy on jest samcem, czy tylko mu się wydaje. Nie wiem też jeszcze w jaki sposób dochodzi do zapłodnienia skoro ptak nie ma ptaka (paradoks!) ale się dowiem!
Umiem też już powiedzieć po arabsku "Jak bóg da". Insha'Allah! Inszala (tak się czyta :-) ), a dokładniej to z naciskiem na drugą sylabę czyli inSZAla.

Wiec... chyba wszystko będzie dobrze, Inscha'Allah!

środa, 28 stycznia 2009

Numer Dwadzieścia.

Kapie mi z nosa, raz jest zimno raz gorąco.
Brak kasy nie pozwala iść na L4, wyrzuty sumienia nie pozwalają leżeć w łóżku i się grzać. Strach nie pozwala robić nic do szkoły.
Zatem siedzę. Tak, znów siedzę. Bo jest za zimno żeby gdzieś wyjść, bo nie potrafię nic innego. Siedzę i myślę o tym co powinnam zrobić a na co nie mam sił, czy ochoty- wszystko jedno bo efekt ten sam.
Słucham kolejnej smętnej piosenki, smętnej ale pięknej i tak na prawdę, to nie wiem czy chce mi się płakać, czy tylko tak mi się wydaje.
Mam żal do siebie, o to, że nie potrafię wziąć się w garść i zabrać do roboty. Tak łatwo jest narzekać, a tak trudno działać.
Żal mi, że szkołę traktuję tak po macoszemu, żal mi, że większość energii zużywam na siedzenie w pracy i udawaniu, że coś robię.
Chciałabym po pracy móc usiąść przed komputerem (nieważne , że wcześniejsze 8 godzin spędziłam beznamiętnie gapiąc się w ekran monitora), usiąść przed komputerem i zacząć robić jeden z zaległych projektów do szkoły. Wiem, że najtrudniej jest zacząć, że dalej to już jakoś idzie, a mimo to nie potrafię się zmusić.
Zatem siedzę.
Siedzę i marno-trawię czas. Jak zwykle.

poniedziałek, 26 stycznia 2009

Numer Dziewiętnaście.

Lubię te chwile, zwłaszcza o tej porze roku, kiedy wieczorem, najlepiej po zmroku wychodzę na spacer z psem. Mogę się ubrać byle jak, czyli w swoje najbardziej ukochane powyciągane bluzy czy swetry, w wytarte, często dziurawe spodnie i po prostu iść przed siebie. Nie myśleć o tym czy dobrze wyglądam, czy nie spotka mnie ktoś znajomy. Mogę zapomnieć o wszystkim, odetchnąć "świeżym" powietrzem i choć przez krótką chwilę poczuć się wolną. Poczuć się dzieckiem.

sobota, 24 stycznia 2009

Numer Osiemnaście.

Dobrze, że pracuję w takim, a nie innym miejscu.
Nie mam oporów, za to mam świetne alibi, że idę sama na koncert, na spektakl, na film.
W innym miejscu byłoby mi głupio.

piątek, 23 stycznia 2009

Numer Siedemnaście.

Wydaje mi się, że jestem na skraju wariacji. Rozkleiłam się totalnie na drugorzędnym filmie i ryczałam, ryczałam i nie mogłam przestać. Dalej nie mogę... nie mogę i dobrze wiemy, że tak na prawdę to nie o historię w filmie tylko chodzi...Chodzi tak na prawdę o to wszystko czego nie ma.
Ale to jeszcze przecież nie wariacja, każdy ma czasem prawo poużalać się nad sobą.
Ja po prostu przestaję chyba myśleć. Na początku tygodnia szukając według hiszpańskojęzycznego spisu treści opowiadań do pracy dyplomowej nie mogłam znaleźć jednego, mimo kilkukrotnego przewertowania i przeczytania notki redakcyjnej, że trzymany przeze mnie w ręku tom zawiera wszystkie opowiadania z tomu Bestiario, którym się sugerowałam, a później okazało się, że szukam spisu treści (w tym momencie można się śmiać). I cała masa jest takich rzeczy sztućce chcę wyciągać z lodówki, otwieram szafę i nie pamiętam co chciałam z niej wyjąć.
A jak idę gdzieś, nawet do pracy, to nie patrzę którędy idę, tylko nogi mnie same niosą i dopiero po chwili orientuję się gdzie właściwe poszłam...
Czy to już coś znaczy?

wtorek, 20 stycznia 2009

Numer Szesnaście.

Nic się nie zmienia. Nie czuję się dobrze. Źle też nie.
Nie myślę za dużo, nie robię za wiele.
Nie potrafię już pisać tak jak kiedyś, a nie nauczyłam się jeszcze pisać po nowemu, ale piszę, niezdarnie próbuję.
Nadal większość wolnego czasu spędzam tępo gapiąc się w monitor, ale zaczęłam znów praktykować wieczorne spacery z psem.
Nie poznałam jeszcze interesującego mężczyzny dostępnego dla takich nieudacznic jak ja. Nie interesuje mnie ten potencjalnie dostępny.

... Może kiedyś moje życie znów przestanie być zgodą?

poniedziałek, 19 stycznia 2009

Numer Piętnaście.

Dzień dobry Joanna W...ska B...skie Centrum Kultury w czym mogę pomóc?
Wypowiadam tę formułkę do znudzenia od niemal dwóch lat, rok na stażu i rok na etacie w tym przybytku absurdu. Lubię go a jednocześnie nie znoszę, nienawidzę i często pałam chęcią żeby go podpalić, albo przynajmniej wymordować połowę z załogi tego "statku pijanego".
Przez te dwa lata, a może raczej właściwie przez ostatni rok w pracy nauczyłam się, że nieważne jak bardzo będziesz się starać- dyrekcja i tak uważa, że tak po prostu powinno być, a za starania i tak nie zostanę nagrodzona. W mojej pracy liczą się raczej koneksje rodzinne i lizodupstwo. Ani jednego ani drugiego nie mam pozostaje mi więc powoli zamieniać się w rasową biurwę, która patrzy tylko, żeby jak najmniej zrobić w czasie swoich ośmiu godzin pracy. Uświadomiłam to sobie i zaczęłam się bać o swoją przyszłość, bo gdy rok temu przechodziłam ze stażu na etat, obiecywałam sobie, że jeszcze tylko rok, a później zmienię pracę. Teraz trochę się boję takiej zmiany, bo po pierwsze lepsze zło znane niż zło nie znane. Po drugie moja praca tak mnie odmóżdza, że boję się, że sobie nie poradzę na stanowisku wymagającym większej kreatywności, odpowiedzialności za własne decyzje. Boję się potencjalnie lepszego stanowiska.
Boję się też na zawsze utknąć w becekowiem, bo moja pieprzona przerośnięta ambicja mi na to nie pozawala. W głębi siebie wiem, że stać mnie na więcej, a jeszcze silniejsza jest pewność, że za takie wynagrodzenie jakie teraz dostaję nigdy nie będę w stanie samodzielnie się utrzymać.
Całe to dorosłe życie i odpowiedzialne decyzje mocno mnie przerastają.
Pocieszam się tylko tym, że jeszcze pół roku, no góra półtora...

sobota, 17 stycznia 2009

Numer Czternaście.

Możecie mi tylko pogratulować wprost perfekcyjnie dążę do tego, żeby tę sesję też zamknąć z dwumiesięcznym opóźnieniem. Robię co tylko się da by wymigać się od szkoły i całkiem nieźle mi to wychodzi. Nieźle to chyba za mało wychodzi mi to rewelacyjnie. Kolejny weekend w szkole właśnie olałam. (Ale tak dramatycznie potrzebuję wolnego i odpoczynku, mam za sobą fatalny tydzień....)
Chciałabym móc przysiąc, że to już ostatni raz.

Poza tym mam za sobą bardzo, bardzo miły wieczór w towarzystwie przyjaciół, choć niestety bez Monisi ;) (znów życie towarzyskie kosztem szkoły). Naładowałam akumulator dobrego humoru. Mam nadzieję, że wystarczy jej na kolejny ciężki tydzień.

Obiecuję sobie zabrać się za rzeczy do szkoły od jutra.

piątek, 16 stycznia 2009

Numer Trzynaście.

Oglądając z młodszą siostrą pewien film, konkretnie scenę podczas której ludzie pakują się do bagażnika jakiegoś mercedesa kombi.
Ja: (przypomniawszy sobie stare dobre czasy kiedy rozrywką dla mnie i kuzynów były zabawy w bagażniku) "Ojej..jak ja dawno w bagażniku nie jechałam..."
Ania: (patrząc na mnie trochę dziwnie) "Ja tam nigdy w bagażniku nie jechałam"
Ja: (z politowaniem) "To Ty bardzo smutne dzieciństwo miałaś..."

czwartek, 15 stycznia 2009

Numer Dwanaście

Z dnia na dzień wszystko szarzeje mi jak zalegający na ulicach śnieg.
Wstaję zmęczona i zdołowana. W pracy jestem zupełnie otępiała. Robię wszystko w zwolnionym tempie. Siedzę i gapię się w monitor nie robiąc nic. Jem bo muszę.
Wydaje mi się, że nawet oddychanie zaczyna sprawiać mi trudność.
Tęsknię. Tęsknię chociaż nie wiem za czym i gadam w nocy, bez sensu, do tego kogoś, kogo nie ma ze mną w łóżku.
Czuję się pozbawiona wartości i beznadziejna.
Jestem zmęczona.

poniedziałek, 12 stycznia 2009

Numer Jedenaście.

Hehehe, to chyba jednak jest tak, że przeszłość pakuje się w teraźniejszość tylko na naszą miej czy bardziej wyraźną, ale zawsze prośbę.
Poprosiłam i mam pogadane dziś z moim "pierwszym mężem", a nie rozmawiałyśmy chyba ze dwa lata, albo i dłużej. Uświadomiono mi, podczas tej rozmowy, że jestem najgorszą z ciotek, bo Kiki będzie miała niebawem już trzy latka, a jeszcze się nie widziałyśmy, przynajmniej nie na żywo, bo w końcu od czego jest " Nasza-klasa". To straszne jak ten czas szybko leci! Wydaje mi się, że całkiem niedawno dostałam w mailu kilka zdjęć kilkutygodniowej Viktorii, a tu prosze już trzy lata...

Prawdę mówiąc jak dowiedziałam się, że I. jest w ciąży to strasznie zła na nią byłam, że głupia, że nie pomyślała, że życie sobie marnuje. Teraz I. ma prawie trzyletnią córeczkę, męża i zaczyna rozkręcać swój mały biznes, a ja? A ja mam papier technika organizacji reklamy i prace licencjacka z grafiki do obronienia w tym roku. Mam też z dnia na dzień coraz silniejsze przeczucie, że coś mi w życiu uciekło, że coś przegapiłam. Przegapiłam jak rosnę, i teraz stoję wśród ludzi w przykrótkich spodenkach, które w dodatku wżynają mi się w tyłek.

W związku z tą rozmową ( szczerze mam nadzieję, że teraz częściej będziemy ze sobą rozmawiać) do moich planów noworocznych dopisałam, że koniecznie, ale to koniecznie trzeba Kiki poznać, czyli odwiedzić jej mamę ;-).

niedziela, 11 stycznia 2009

Numer Dziesięć.

Przyjemnie jest wiedzieć, że ma się na coś wpływ. Że ma się u kogoś posłuch. Nawet jeśli są to tylko goździki w kuflu grzanego piwa.

W tym miejscu pragnę serdecznie podziękować goździkom, że tak grzecznie pływały na baczność w moim kuflu, a jeszcze serdeczniej pragnę podziękować osobom z którymi to grzane piwo piłam.

sobota, 10 stycznia 2009

Numer Dziewięć.

Chyba trudno to opisać.
Ja po prostu mimo tego, że mieszkamy w jednym mieście nie myślałam, że jeszcze kiedykolwiek, nawet przypadkiem się spotkamy.
Zauważyłam go kątem oka. Sama nie wiem jak poznałam. Przecież nie widzieliśmy się chyba ze trzy lata i o ironio, żeby się upewnić, że to na prawdę On, szukałam gdzieś obok jego kobiety.
Właściwie to trwało to wszystko ułamek sekundy. Odwróciłam głowę, żeby nie patrzeć, a właściwie to raczej po to żeby On mnie nie zauważył. Bo chyba byłoby niezręcznie. Jako kogo miałby mnie Jej przedstawić? "To Joanna, zarywałem z nią noce na gg, jak byłaś na wakacjach, a w związku kiepsko nam się układało"? Albo udałby, że się nie znamy, co chyba zabolałoby mnie jeszcze bardziej.
Jakkolwiek.
Miło było znów spojrzeć w Jego oczy.

Morał z tej historii jest taki, że przeszłość tak na prawdę zawsze powraca. Zawsze, a w dodatku w najmniej oczekiwanym momencie.

piątek, 9 stycznia 2009

Numer Osiem.

Brawo. Brawo dla tej Pani, która obiecała sobie, że od nowego roku więcej uwagi i serca poświęci szkole.
Miało być tak pięknie...a wyszło jak zwykle, czyli Łasic-Roztrzepaniec spojrzał na plan zajęć i zobaczył to, co chciał zobaczyć- czyli wolny weekend. Tymczasem prawda dotarła szybciej i bardziej boleśnie niż przewidywano. Nie dość, że zajęcia są, to jeszcze te, do których tak strasznie chciałam się przyłożyć, tylko jeszcze nie miałam na to czasu.
I co ja teraz zrobię? Oczywiście oleję szkołę i nie pojadę na zajęcia w imię wstydu z powodu nieprzygotowania.

Maila do pana-promotora-mentora oczywiście też jeszcze nie napisałam.

Można mi tylko gratulować. Ja zamiast jakoś szczególnie się tym przejmować pójdę z namiętnością pożerać kolejną książkę.


Idę napisać maila. Chociaż tyle. Dla zabicia wyrzutów sumienia.

środa, 7 stycznia 2009

Numer Siedem.

Staram się trzymać dzielnie i pisać zgodnie z postanowieniem i z psem na spacer grzecznie wychodzić...gdybym jeszcze do szkoły więcej robiła...
A z dzisiejszych rozmyślań to- to ja zdecydowanie za dużo swoich funduszy inwestuję w książki. To nie jest dobre. Za dużo czasu spędzam później w łóżku oddając się podróżom w nieistniejące światy, zbyt wiele westchnień poświęcam wymyślonym bohaterom. Ciężko jest mi później odnaleźć się w rzeczywistym świecie.
Nie potrafię sobie jednak przyjemności czytania odmówić. Mogę odmówić sobie kupienia nowej szmatki, zjedzenia jakiś smakołyków, a książki- NIGDY.

wtorek, 6 stycznia 2009

Numer Sześć.

Zła kobieta ze mnie. Nieznośna, Kapryśna. A co gorsza w pełni tego świadoma.
Ranię ludzi na których mi zależy, ranię i albo nie czuję nic albo czuję po prostu prymitywną przyjemność z faktu wyprowadzenia z równowagi drugiego człowieka.
Ja wiem, dogaduję obcym, nie pozwalam im się do siebie zbliżyć. Ale skąd we mnie agresja w kierunku najbliższych, ludzi którzy byli blisko, kiedy było mi źle, kiedy potrzebowałam kogoś drugiego? Teraz podświadomie odpycham ich od siebie, dystansuje. Stać mnie na niewybredne wypowiedzi, które padają z moich ust zanim cokolwiek pomyślę. Warczę i dociera to do mnie dopiero w momencie kiedy słyszę swój warkot.
Czy jestem aż tak sfrustrowana, że wyżywam się na bliskich? Czy może to coś innego, głębszego?
Bo przecież, tak na prawdę nie chodzi mi o to, żeby im dociąć, a o to, żeby zostawili mnie w spokoju. Tak po prostu. Nie chcę tak na prawdę nikogo oglądać, nie chcę z nikim rozmawiać. Na prawdę nie chce mi się silić na rozmowy o niczym, które prowadzone są z czystej kurtuazji, tylko dlatego, że cisza wydaje się niezręczna.
Mnie na prawdę wystarczy siąść przy kimś i milczeć. Jeżeli już potrzebuję czyjejś obecności...

Męczy mnie przepraszanie za rzeczy, których nie żałuję.
Męczy mnie podtrzymywanie rozmów na siłę i znajomości, bo tak wypada.

poniedziałek, 5 stycznia 2009

Numer Pięć.

Właściwie o niczym. Właściwie to piszę tylko dlatego, że to jedno z moich noworocznych postanowień. Pisać, pisać pisać. Wrócić do formy sprzed lat. Bo jednak wciąż gdzieś, w głębi mnie jest ten sam dylemat: SŁOWO CZY OBRAZ, wzrok czy słuch.

A propos słuchu i moich poprzednich wywodów o swojej antykobiecości. Podobno przez telefon mam, tutaj cytat: "rozerotyzowany głos", zawsze to jakieś pocieszenie. Że chociaż nie wizualnie to wokalnie jestem atrakcyjna. Może powinnam zmienić pracę? Na taką gdzie tylko mnie słychać.

Poza tym tęsknię do swoich rudych loków o których nieopatrznie mi dziś przypomniano. Tęsknię też za AsicąDiablicą z przed lat paru. Wiem, że nie wróci, ale może ta obecna będzie jej miała w sobie więcej niż ta zeszłoroczna.

niedziela, 4 stycznia 2009

Numer Cztery.

Żyję nie widując gwiazd... - Rafał Wojaczek

żyję nie widując gwiazd
mówię nie rozumiejąc słów
czekam nie licząc dni

aż ktoś przebije ten mur


Czuję się zagubiona w otaczającej mnie rzeczywistości. Nie wierze, że to jest prawdziwy świat, że to wszystko to moje życie, ten cały syf absurd i beznadzieja. Przecież gdzieś pod tą paskudną skorupą musi być coś innego, coś lepszego. Dlatego szukam w tej skorupie pęknięć dziur i szczelin. Chciałabym dobrać się do tego innego lepszego życia, albo chociaż uwierzyć, że takie jest. Że nie jestem skazana na przegraną. Że coś się jeszcze zmieni. Że wreszcie przestanę kręcić się w kółko, że wreszcie ktoś weźmie mnie za rękę i poprowadzi prosto, do przodu.

sobota, 3 stycznia 2009

Numer Trzy.

Zmieniłam kolor włosów i przestałam czuć się kobieco. Tak na prawdę, to nigdy nie czułam się specjalnie kobieco, o seksi już nawet nie wspominając, a teraz czuję się jeszcze mniej.
Wkładam koronkowe majtki, mocniej maluję oczy. I nic. Nie. Nieważne, ja nie o tym...a może o tym, ale nie tak.
Tak strasznie głodna mężczyzny jestem, dotyku, zapachu, tembru głosu. Tak, że mogłabym płakać z tej tęsknoty. Z tęsknoty za nikim. Nie wiem jak szukać, nie umiem podrywać. Nie podoba mi się nikt. Nikt dostępny. Nie poznaję siebie, nie rozumiem. Bo przecież dobrze jest jak jest. Nic nie boli, nikt nie rani. A jednak obsesyjnie słucham wokali rozgoryczonych samotnych kobiet, panicznie boję się komedii romantycznych. I chociaż wmawiam sobie, że to tylko kwestia hormonów, to zaczynam się powoli bać mojej przyjaciółki- Samotności. Na prawdę mogłabym płakać i użalać się nad sobą, ale to nic nie da, więc tylko ironicznie uśmiecham się do odbicia w lustrze. Przejdzie- szepczę.

Pośród noworocznych życzeń usłyszałam, że mam się nie zmieniać i dalej być tak niezależna i nie dać się żadnemu facetowi "ustawić"... tylko jak wysoka jest tego cena?
A śnił mi się w Nowy Rok, mężczyzna. Nie znam go, nie widziałam nigdy. Może nawet nie poznam jeśli minę Go kiedykolwiek na ulicy. Ze strzępków snu pamiętam kilkudniowy zarost, to miejsce między szczęką a szyją, ciepło Jego ciała i poczucie bezpieczeństwa...

I co z tego?